"O nas się mówi, o nas się pisze. Na ogół mówi się o nas źle, że to, co robimy, to niby chała itd. Niestety, jest w tym bardzo dużo racji, ale dlaczego nikt nam nie pomoże, żeby było lepiej?" Jedną z takich refleksji podzieliła się Anna podczas przeprowadzonego z Nią wywiadu. Pozostała ona bez odpowiedzi i trzeba szczerze przyznać, że i dzisiaj nie brakuje takich głosów, nie zrobiono nic, by ułatwić działalność estradową wykonawcom zaczynającym karierę, jak i tym będącym obecnym na muzycznym rynko od dłuższego czasu. Nie tylko to zwraca uwagę - w czasie prasowych rozmów wypowiadała się zawsze w sposób niezwykle przemyślany, zrównoważony - jak normalna osoba, a nie wielka gwiazda z wybujałym mniemaniem na swój temat. I za to ludzie Ją kochali. Po Jej śmierci powstał szereg artykułów wspominających Jej osobę - mniej lub bardziej fachowych, czasem stronniczych, ale ukazujący obraz pewnej bliskiej osoby, która podobnie jak i miniona epoka - nigdy już nie wróci.
"Ania"
Przez wiele lat cieszyła się powszechną sympatią nie tylko z racji uprawianego zawodu, ale również ze względu na walory osobiste: skromność, życzliwość, pogodę ducha i uśmiech, który jej nie opuszczał właściwie nigdy. Popularność piosenkarki jest sprawą ulotną i przemijającą, zależną od gustów kapryśnej przecież publiczności, od aktualnej mody, często od układów. Popularność Anny Jantar trwa do dziś. Dawne nagrania są ciągle w cenie, a jej osobowość zaczyna obrastać prawdziwą legendą. Niektóre z przejawów owej popularności są równie zastanawiające, co fantastyczne, świadczące o tym. że najbardziej zagorzali wielbiciele nie potrafią przyjąć do wiadomości tragicznego w skutkach wypadku lotniczego Po kraju krążyły, a nawet nadal krążą bezsensowne i chyba niezbyt przyjemne dla rodziny Anny plotki, że wcale nie leciała w samolocie, że porwała ją mafia, że znajduje się w haremie jakiegoś szejka naftowego i tym podobne bzdury. Z jednej więc strony sympatia i popularność tragicznie zmarłej piosenkarki, z drugiej zaś kreowanie mitu i legendy, usiłowania cofnięcia czasu, a chyba takie niepotrzebne oddawanie wszystkiemu otoczki sensacyjności i skandalu. Bardzo często otrzymujemy listy z prośbami zamieszczenie plakatu Anny Jantar. Spełniamy dzisiaj te życzenia naszych korespondentów przedstawiając jednocześnie artystyczną karierę piosenkarki. Jej przygoda z muzyką rozpoczyna się już w bardzo wczesnym dzieciństwie. Mając zaledwie cztery lata Ania Maria Szmeterling zdradza duże zdolności muzyczne Rozpoczyna wtedy naukę gry na fortepianie, którą z biegiem czasu doskonali w szkole muzycznej. Jest wyjątkowo zdolnym i pracowitym uczniem, a jej postępy w grze są wręcz zaskakujące. W wieku dziewięciu lat reprezentuje swoją szkołę w różnych lokalnych i ogólnopolskich konkursach i przeglądach młodych pianistów. Cztery tata później koncertuje z Filharmonią Poznańską. Odniesione sukcesy mobilizują ją do jeszcze większego wysiłku, bardziej intensywnej pracy. W przekonaniu, że zostanie zawodową pianistką, kończy średnią szkołę muzyczną. Jednak jeszcze tego samego, 1967 roku, kierunek jej działalności artystycznej ulegnie całkowitej zmianie. Krótko po ukończeniu szkoły. Anna Jantar trafia do poznańskich klubów studenckich "Nurt" i "Od nowa". Początkowo pracuje jako akompaniatorka, z zazdrością obserwując działających w nich piosenkarzy amatorów. Pewnego dnia i ona decyduje się stanąć na estradzie. I chyba ten udany, wokalny debiut przed wąskim kręgiem klubowych koleżanek i kolegów wpływa na zmianę dalszych planów. Anna postanawia zostać piosenkarką, o czym - tak naprawdę - nieśmiało marzy już od dawna. Zafascynowana liryczną piosenką poetycką, śpiewa wiersze współczesnych polskich poetów. W takim repertuarze prezentuje się na Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki i Piosenkarzy Studenckich w Krakowie (1968), gdzie otrzymuje wyróżnienie za interpretację piosenki "A lipiec grał" Podobną nagrodę zdobywa na studenckiej FAMIE-69. Ale festiwal w Świnoujściu jest już jej jednym z ostatnich spotkań z poezją śpiewaną. W 1970 roku Anna próbuje swych sił w muzyce czysto rozrywkowej. Związuje się z grupą POLNE KWIATY, by kilka tygodni później zasilić zespół WAGANCI. Z zespołem tym dokonuje pierwszych nagrań dla Polskiego Radia, a także bierze udział w festiwalach piosenki w Opolu i Kołobrzegu, gdzie piosenka "Szła noc" przynosi grupie nagrodę Polskich Nagrań. Współpraca z WAGANTAMI to także pierwsze, ogromnie ważne w początkowej karierze Anny Jantar wyjazdy zagraniczne, udział obok NO TO CO i SILNEJ GRUPY POD WEZWANIEM w znanej komedii muzycznej "Milion za Laurę", wreszcie - realizacja dwóch czwórek dla Polskich Nagrań, z których piosenka "Co ja w tobie widziałam" staje się ogólnopolskim przebojem. W 1972 roku Anna decyduje się rozpocząć samodzielną karierę artystyczną. Wraz ze swym przyszłym mężem, kompozytorem i aranżerem Jarosławem Kukulskim opuszcza zespół i już rok później, na festiwalu opolskim debiutuje piosenką "Najtrudniejszy pierwszy krok", która choć nie zdobywa nagrody - zyskuje ogromną popularność: stając się Piosenką Roku. Równie wielkim uznaniem cieszy się jej następny przebój "Żeby szczęśliwym być". Mimo tych sukcesów i ogromnej sympatii, jaką darzą ją słuchacze, trudno już mówić o wielkiej karierze Anny Jantar. Ta prawdziwa - jest jeszcze daleko przed nią. Przełomowym okresem w twórczości Anny staje się rok 1974. Rok wyjątkowo trudny dla przeżywającej głęboki kryzys polskiej piosenki, i pojawia się Anna Jantar z kompozycją "Tyle słońca w całym mieście". I choć utwór ten, podobnie jak "Najtrudniejszy pierwszy krok" nie zyskuje aprobaty jurorów - staje się ulubionym przebojem festiwalowej widowni, a później całej Polski. Rok 1974 przynosi jej także nagrodę Polskich Nagrań za przedstawioną na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu piosenkę "Nie żałujcie serca dziewczyny", tytuł "Miss Obiektywu" tegoż konkursu oraz szereg nagród na festiwalach zagranicznych: trzecią na CISCO'74 w Castlebar za "Tak wiele jest radości", wyróżnienie w Ljubljanie za interpretację jugosłowiańskiej piosenki "Czas jest złotem" oraz trzecią nagrodę zespołową (wspólnie z Marianną Wróblewską i Tadeuszem Wożniakiem) Coupe d'Europe'74 w Villach. Ale - jak sama przyznała, żadne ze światowych zwycięstw nie przyniosło jej tyle satysfakcji, tyle radości - co sukcesy w kraju. A tu kolejnym sukcesem jest nagranie pierwszej płyty długogrającej dla Polskich Nagrań pt. "Tyle słońca w całym mieście", za którą zdobędzie zaszczytne trofeum - "Złotą Płytę”. XV Międzynarodowy Festiwal Piosenki – Sopot 75 jest jednym z najbardziej pechowych turniejów dla polskiej ekipy. Kilkanaście dni przed festiwalem wycofują się reprezentanci Pronitu i Tonpressu, natomiast Anna Jantar dwa tygodnie przed występem trafia do szpitala. Dzięki wielkim staraniom lekarzy, a zwłaszcza ogromnej sile własnej woli. wprost z kliniki udaje jej się przybyć do Opery Leśnej, gdzie - śpiewając piosenkę "Staruszek świat" zostaje laureatką drugiej nagrody oraz Nagrody Publiczności. Podobne wyróżnienie - tym razem za przebój "Niech ziemia tonie w kwiatach" przywozi z Drezna. Nie mniej udane są dla Anny Jantar także lata następne. W 1976 roku po ogłoszeniu wyników ankiety "Polityki" na najbardziej znanego za granicą współcześnie żyjącego Polaka, w której nazwisko Jantar wymieniane jest obok Jarosława Iwaszkiewicza i Krzysztofa Pendereckiego. Anna wydaje swoją drugą "Złotą Płytę" długogrającą "Za każdy uśmiech", a w roku następnym realizuje kolejny krążek dla Polskich Nagrań "Zawsze gdzieś czeka ktoś". Piosenką "Let Me Stay" zdobywa pierwszą nagrodę na budapeszteńskim festiwalu Made In Hungary 78 oraz drugą - za "Tylko mnie poproś do tańca" zaśpiewaną na lnterstudio 78 w Helsinkach. Lata 1974-1978 są niewątpliwie najlepszym okresem w karierze Anny Jantar. Jej piosenki, odróżniające się od propozycji większości naszych wokalistek wyjątkowo starannie przemyślaną interpretacją i doborem tekstów - podobają się wszystkim zarówno młodym jak i starszym słuchaczom. Potwierdzają to notowania przebojów, wypełnione po brzegi sale koncertowe, jak i tysiące serdecznych listów napływających do piosenkarki z całego kraju. Gdzieś w połowie 1978 roku rozpoczyna się kolejny, ostatni rozdział piosenkarskiej kariery Anny Jantar. W momencie gdy wydawało się, że jej popularność zaczyna przygasać, Anna uderza polską wersją przeboju Brendy Lee "Jambalaya". Od chwili nagrania tej piosenki śpiewa zupełnie inaczej - pewniej, o wiele swobodniej. W duecie ze Stanisławem Sojką realizuje znakomitą wersję "You’ re The One That I Want" - najmocniejszej pozycji z filmu "Grease". Nagrywa album dla Tonpressu oraz rozpoczyna współpracę z zespołami BUDKA SUFLERA i PERFECT. Właśnie z PERFECTEM, jesienią 1979 roku wyjeżdża na swoje ostatnie koncerty do Stanów Zjednoczonych. Przed wyjazdem zwierza się dziennikarzom, że jest już bardzo zmęczona wiecznymi podróżami, że marzy o życiu bardziej stabilnym, by mieć więcej czasu dla domu. a zwłaszcza dla swej maleńkiej córeczki Natalii. Tragicznego finału tej podróży, jaki miał miejsce w warszawskie słoneczne przedpołudnie 14 marca 1980 roku nie potrafimy zapomnieć. Na cmentarzu na Wawrzyszewie żegnało Anię blisko 40 tysięcy osób. Od tej chwili, codziennie na jej grobie pojawiają się nowe wiązanki kwiatów - wzruszające dowody pamięci i uznania ze strony tych. których choć nie znała - zawsze uważała za swoich największych, najserdeczniejszych przyjaciół.
Krzysztof Domaszczyński
"Anna Jantar"
Tym razem w magazynie "Bez próby" wspomnienie o Annie Jantar, bowiem 15 marca mija piąta rocznica jej śmierci. Piosenkarka po ukończeniu średniej Szkoły Muzycznej w Poznaniu debiutowała w 1970 r. występując wraz z zespołem "Waganci". Po kilku miesiącach estradowej działalności przychodzi pierwszy sukces. Jej piosenka "Co ja w tobie widziałam" staje się przebojem. W 1973 r. rozstaje się z zespołem, by odtąd już samodzielnie występować na estradzie. Na Festiwalu Opolskim w 1974 r. zrobiła furorę piosenką "Tyle słońca w całym mieście" Jarosława Kukulskiego do słów Janusza Kondratowicza. Utwór stał się przebojem, a kariera piosenkarki faktem. W tym samym roku zdobywa nagrodę na festiwalu w Castlebar oraz zostaje laureatką festiwalu Coup d'Europe de la Chanson. W 1975 r. na Festiwalu Sopockim reprezentuje barwy gospodarzy. Odtąd jej międzynarodowa kariera poświadcza wciąż rozwijający się talent. Koncertuje w USA i Związku Radzieckim, w RFN i na Węgrzech, w Kanadzie i NRD. Lansuje wciąż nowe przeboje: "Tylko mnie poproś do tańca", "Gdzie nie spojrzę, ty", "Staruszek świat", "Nie ma piwa w niebie", "Nic nie może wiecznie trwać", "Wielka dama tańczy sama", "Do żony wróć". Zdobywa Złote Płyty, dokonuje nagrań do filmów, m.in. do filmu "Nie zaznasz spokoju" Mieczysława Waśkowskiego. Wracając z kolejnego tournee po USA ginie w katastrofie kilka minut przed lądowaniem samolotu na warszawskim lotnisku. Śmierć nie ma wpływu na jej popularność, a nadawane w radiu piosenki Anny Jantar nie pozwalają zapomnieć tej utalentowanej piosenkarki.
"Anna raz jeszcze"
Anna Jantar zaistniała na rynku muzycznym w latach siedemdziesiątych i bardzo szybko stała się idolem pokolenia nastolatków tego okresu. Talent, uroda i wdzięk, z jakim poruszała się na scenie, zjednały jej z dnia na dzień miliony wielbicieli. Nawet dziś, pomimo upływu lat, istnieje liczne grono zagorzałych fanów jej talentu. Pierwsza płyta "Tyle słońca w całym mieście" i późniejsza "Za każdy uśmiech" okazały się "Złotymi krążkami". Ostatnia płyta, zatytułowana po prostu "Anna Jantar", zawierała same super hity, jak "Do żony wróć", "Wielka dama tańczy sama", "Tak dobrze mi w białym" czy "Nic nie może wiecznie trwać". Ta ostatnia piosenka została także przebojem "Lata z Radiem" i znalazła się na albumie wydanym z okazji 25-Iecia tej niezwykle popularnej audycji.
"Anny Jantar krok w chmurach"
Alarm w sprawie młodych! Coraz powszechniejsze stało się na naszej estradzie wołanie o nowo glosy i nowe twarze. Załamanie się fali debiutów sprawiło, że od kilku lat — od czasu "odkrycia" Sipińskiej, Rodowicz, Borysa czy Grechuty — dalsze postacie pojawiają, się w polskiej manufakturze rozrywkowej od wielkiego święta. Czasem jakiś Gerczak, śpiewający zresztą od wczesnego dzieciństwa, kiedy indziej Krystyna Prońko — w końcu też od dobrych paru lat krążąca po muzycznej orbicie — lecz wybór staje się coraz bardziej skąpy, chętnych do podejmowania estradowej kariery jest oraz mniej. Mści się na koniec bezustanne narzekanie na rzekomo nadmierną łatwość piosenkarskiego debiutu w TV, na płytach, w konkursach festiwalowych. Nagle okazuje się. że nie ma kim wypełnić programu w Zielonej Górze, Opolu i Kołobrzegu (myślę oczywiście o młodych), że nie ma komu występować w telewizji i nie ma kogo nagrywać w radiu. Fonografia, która nagromadziła, dzięki nieruchawości swojej machiny produkcyjnej — duże zapasy, zjada do tej pory własne rezerwy, od czasu do czasu tylko uzupełniając je świeższymi kąskami. Jednym z takich "kąsków" będzie zapewne płyta Anny Jantar, młodej piosenkarki, odkrytej w ubiegłym roku w Opolu. "Najtrudniejszy jest pierwszy krok" - piosenka Jarosława Kukulskiego wylansowana przez Jantar pod Piastowską Basztą była jednym z nielicznych przebojów minionego sezonu. W latach "tłustych" polskiego piosenkarstwa przeszłaby być może bez większego echa, w obecnej podbramkowej sytuacji spowodowała, iż jej odtwórczyni skupiła na sobie uwagę licznych obserwatorów przemysłu rozrywkowego. Piotr Figiel, Marek Sart, Marian Zimiński, Wojciech Trzciński i Janusz Sławiński skomponowali dla Anny Jantar nowe utwory, które - wypełniły obie strony jej pierwszego longplaya. Do Opola, na koncert "Premiery -74" piosenkarka pojechała z żywą i rytmiczną piosenką Kukulskiego i Kondratowicza "Tyle słońca w całym mieście", która - mimo że nie dostrzeżona przez jury - jest już dziś przebojem. Tuż potem telewizja nadała pierwszy jej recital, zrealizowany przez Ośrodek we Wrocławiu. Przedłużeniem sezonu festiwalowego, zainaugurowanego w Opolu, stały się dla niej występy w Kołobrzegu, gdzie okrzyknięta została przez fotoreporterów "Miss Obiektywu".
Jeśli chodzi o festiwale zagraniczne - w czerwcu Anna Jantar występowała w międzynarodowym festiwalu "Slovenska Popevka - 74" w stolicy Słowenii, Lubljanie, w towarzystwie znanej z Sopotu Louizy Jane White, duetu Robinson and Waterloo, Terezy Harangozo i laureatów "Bratysławskiej Liry". W dniu konkursowym śpiewała piosenkę jugosłowiańską "Czas jest złotem" Jani Goloba Bodau w aranżacji Marka Sewena, zaś w finałowym koncercie gwiazd przypomniała swój przebój "Najtrudniejszy jest pierwszy krok". Z początkiem lipca Jantar wystąpiła w Rostocku oraz nagrywała dla radia telewizji NRD. W kraju naszych zachodnich sąsiadów jest zresztą bardzo popularna od czasu ubiegłorocznego występu na Światowym Festiwalu Młodzieży i Studentów w Berlinie. Nagrała dwa programy dla TV w Berlinie, dla TV w Rostocku i jeden dla TV we Frankfurcie, śpiewała wspólnie z Schoeblem i Gotern, przygotowała kilka piosenek dla radia, m.in. "Najtrudniejszy jest pierwszy krok" nowej wersji instrumentalnej Martina Hoffmana. W kraju Anna Jantar współpracuje z wrocławską agencją estradową "Impart", zaś Biuro Teatru i Estrady "Pagartu" zorganizował jej serię występów w Związku Radzieckim i Czechosłowacji. Wszystko zdawałoby się więc świadczyć, że "drugi krok" piosenkarki na muzycznej scenie łatwiejszy jest od pierwszego i że o jej dalsze artystyczne losy możemy już być spokojni. W istocie jednak zarówno pierwszy, jak drugi krok Anny Jantar na deskach estrady charakterystyczny jest dla stosunków panujących w naszym, pożal się Boże, przemyśle rozrywkowym. Duża doza żywiołowości i improwizacji. Odrobina szczęścia (pierwszy przebój skomponował jej własny mąż) i natychmiastowe wrzucanie na "głęboką wodę" w dalszej kolei. Piosenkarka, odkryta na najpoważniejszym krajowym festiwalu, liczyć mogła - i nadal może, miejmy nadzieję - na własne jedynie kontakty. Pozycja Anny Jantar w manufakturze rozrywkowej wydaje się odpowiednio ustalona, by - na marginesie jej pierwszego i drugiego kroku — można było bez szkody zadawać podobnie drażliwe pytania. Pytania, które może jej mniej szczęśliwym koleżankom i kolegom przyniosą skromny chociażby pożytek.
"Nasze rozmowy: z Anną Jantar"
Ostatnią rozmowę z piosenkarką zamieściliśmy w albumie 63. Odwiedzamy więc ją po blisko dwu latach. - Niestety, nie ukazał się jeszcze albumik monograficzny pani, na który wszyscy czekamy. Ale było wiele recenzji, wywiadów, omówień pani występów. Przywiązuje pani wagę do reklamy i ocen prasowych? - Oczywiście. Czytam wszystkie krytyki. Do serca jednak biorę tylko krytykę twórczą. O ocenach złośliwych staram się w miarę możliwości najszybciej zapomnieć. - W naszej z panią rozmowie sprzed dwóch lat, kolega Lesław Sagan wspomniał o ."Złotej Płycie Anny Jantar, z nr 24". Teraz pojawił się w sklepach nowy pani longplay "Zawsze gdzieś czeka ktoś". Jest pani z niego zadowolona? - Nie bardzo. Szczególnie z technicznej strony płyty. Poza tym zaś jest spóźniona. Nagrałam ją przecież dwa lata temu. Obecne moje zainteresowania są inne. Śpiewam też inny repertuar. - Podobno nagrywa pani trzecią płytę długogrająca? - Tak. Jestem w trakcie jej przygotowania. Nagra ją TONPRESS i będzie to pierwszy longplay tej bardzo operatywnej firmy. Niektóre pozycje, które ukażą się na nim, już nagrałam. Są to popularne piosenki: "Nic nie może wiecznie trwać", "Tak dobrze mi w białym", "Gdzie są dzisiaj tamci ludzie", "Ktoś między nami". Z nowych nagrań - m.in. "Nie ma piwa w niebie", "Moje jedyne marzenie" i wiele innych. Na podstawie zebranych materiałów - częściowo już nagranych - wydaje się, iż będzie to najciekawsza z mych dotychczasowych płyt. Ale wkrótce też ma się ukazać mój albumik płytowy, również wydany przez TONPRESS, zaś dwa nowe single i kaseta WIFON-u "Złote przeboje Anny Jantar" są w sprzedaży. - Nie wspomniała pani o płycie z przebojami filmu "Grease": "Hopelessly devoted to you" i "You're the one that I want". Rewelacyjnego nagrania dokonano w studio katowickim. Niestety, jest nie do zdobycia! - Tak, tę całą płytę zainspirował film "Grease", który oglądałam kilkakrotnie w USA. Film wzruszył mnie, przypomniał mi lata młodości. Zaproponowałam świetnemu wokaliście jazzowemu Stanisławowi Sojce wspólne nagranie przebojów z tego filmu. Zgodził się, a TONPRESS zrealizował nasz pomysł. - Jaki jest w pani piosenkarstwie udział męża, znakomitego kompozytora, aranżera i dyrygenta, Jarosława Kukulskiego? - Duży. Jarek nie tylko pomaga mi w doborze repertuaru, ale przede wszystkim sam go dla mnie tworzy. Zwykle też jest kierownikiem muzycznym wszystkich mych nagrań. - Niedawno wróciła pani z kolejnych występów w USA. W których miastach pani koncertowała? - Był to mój już czwarty występ w USA. Koncertowałam tym razem w Chicago i w Nowym Jorku. Śpiewałam m.in. w amerykańskich klubach muzycznych. Spotkałam się z żywiołowym, wręcz zaskakującym przyjęciem tamtejszych wielbicieli muzyki rozrywkowej. Zaskakującym, gdyż oprócz piosenek polskich ("Nie wierz mi, nie ufaj mi", "Tyle słońca w całym mieście", "Zawsze gdzieś czeka ktoś" itd.) śpiewałam sporo piosenek anglosaskich... - Podobno znów jedzie pani do USA? - Otrzymałam propozycję dwóch następnych tournee po Stanach Zjednoczonych. Jeśli zostaną zaakceptowane przez PAGART - w najbliższym czasie znów pojadę do Ameryki. - W jakich innych państwach ostatnio pani występowała? - Wielokrotnie śpiewałam w NRD, w Czechosłowacji, we Włoszech, na Węgrzech. Otrzymałam zaproszenia na szereg recitali do Związku Radzieckiego, do Czechosłowacji na występy telewizyjne oraz koncerty estradowe z Vaclawem Neckarzem i jego grupą "Bacily", a także do Berlina. To wszystko w ciągu jednego roku. - A w kraju? - Koncertuję w wielu miastach z grupą Perfect. Nagrywam, pracy mam bardzo wiele. Wyjazdy zaczynają mnie męczyć. Coraz mniej jestem w domu. Z Natalią, z rodziną... - Współpraca pani z "Budką Suflera" będzie kontynuowana? - W nagraniach - tak. Szczególnie po wspólnym sukcesie "Nic nie może wiecznie trwać". Niedawno nagraliśmy dla Holendrów dwa utwory "Układ z życiem" i "Do żony wróć". Mam nadzieję, że Polskie Radio także je zaprezentuje. - Śpiewa pani niemal wyłącznie przeboje. Mogą one być piosenkami ambitnymi? - Przebój to dziecko mody. Powstaje spontanicznie i równie spontanicznie, "na gorąco" go odbieramy. Tekst słowny powstaje przeważnie do napisanej muzyki, co stwarza trudności w poetyckim dopracowaniu go - musi przecież podporządkować się muzyce, jej nastrojowi, jej rytmowi. Napisanie ambitnego tekstu do gotowej muzyki jest niezwykle trudne. W ambitnej zaś piosence tekst słowny jest równie ważny - czasem nawet ważniejszy - co muzyka!!! - Nie broni się pani przed opinią: "Jantar - to odtwórczyni przebojów"? - Taka opinia mi nie przeszkadza. Publiczność lubi przeboje, domaga się ich. Wykonawcy przebojów są zwykłe przez słuchaczy lubiani. Przebój otworzył mi drzwi do kariery ("Najtrudniejszy pierwszy krok") - nie chcę więc rezygnować z przebojów, chociaż repertuar ambitniejszy i trudniejszy bardzo, ale to bardzo lubię. Gdybym jednak zaczęła śpiewać właśnie ten ambitniejszy repertuar, i to w większej ilości, straciłabym przypuszczalnie bardzo wielu mych słuchaczy. A przecież nie śpiewam dla siebie... - Czego mogą od pani oczekiwać członkowie KMP? - Lepszych, nowocześniejszych piosenek coraz lepiej przeze mnie śpiewanych. Oby! - Czym może się pani pochwalić poza estradą? - Sukcesem osobistym: otrzymałam prawo jazdy! I tym, że zauważyłam u mojej córki, Natalii, zdolności muzyczne. Śpiewa bezbłędnie niemal cały mój repertuar. Debiutowała już w telewizyjnym "Studiu Gama" w czasie premierowego wykonywania przeze mnie piosenki "Jasne jak słonce", ze słowami Jana Brzechwy. - Zmieniła pani fryzurę. Często ją pani zmienia? - Ostatnio coraz częściej. W tej obecnej nie byłam poznawana w Kołobrzegu... A o to właśnie mi chodziło.. - Dziękując pani za rozmowę, życzę w imieniu naszego Klubu dalszych świetnych przebojów, wielkiej pociechy z Natalii, chcielibyśmy też panią widzieć zawsze w tak znakomitej formie, jaką prezentuje pani obecnie!!!
Rozmawiał BOHDAN GADOMSKI
"Katowicka premiera"
Wszystko się dokładnie 29 sierpnia 1974 roku w późnych godzinach wieczornych. Anna Jantar i Jarosław Kukulski dopiero co wrócili z koncertów w NRD. Antoni Kopff wraz z Partitą odpoczywali po trudach festiwalu sopockiego, zaś Wiktor Stroiński z Sezamem przed kilkoma dniami zakończyli kolejną trasę koncertową. Niezbyt często zdarzało się do tej pory, by Kopff, Kukulski i Stroiński —- trójka starych znajomych z estradowego szlaku — spotykali się nie w studiu radiowym czy telewizyjnym, lecz po prostu "na luzie", przy malej czarnej. Jednakże "ciągnie wilka do lasu", a estradowców... cóż, oczywiście na estradę. W czasie towarzyskiej rozmowy padła propozycja: "A może byśmy zrobili coś razem?" - Pomysł wydawał się przedni. Połączenie Partity, plus Anna Jantar, plus Antoni Kopff i Jarosław Kukulski, to w sumie piętnaście osób na scenie i olbrzymia ilość możliwości. Zaczęły padać różne propozycje: dziewczęta z Partity śpiewają z chłopcami z Sezamu, dziewczęta z Sezamu śpiewają z chłopcami z Partity, śpiewają same dziewczęta, śpiewają połączone zespoły (10-osobowy chór), chłopcy Partity są z wykształcenia muzykami, mogą wystąpić w roli akompaniatorów... Gdy zebrała się pokaźna lista wariantów, okazał się potrzebny ktoś, kto by to wszystko uporządkował, wybrał co najlepsze i zrobił z tego program estradowy. Ale wymyślić dzisiaj coś zupełnie nowego na estradzie? Tego niełatwego zadania podjął się młody reżyser Zbigniew Czeski, współpracujący z teatrami "Syrena" i "Komeda" w Warszawie, a także z TVP. Jako twórca scenariusza dołączył autor i członek kabaretu "Salon Niezależnych" — Janusz Weiss. Sprawami organizacyjnymi zajęli się Jan Szewczyk i Adam Laskowski, Premierę nowego programu Stołeczne Biuro Imprez Estradowych postanowiono urządzić w Katowicach. Bo, zdaniem dyrektora Franciszka Redzimskiego, Śląsk ma "szczęśliwą rękę" do eksperymentów i start wspólnego programu Anny Jantar, Partity i Sezamu na tutejszej estradzie rokuje szczególne powodzenie. A "Najtrudniejszy pierwszy krok" — to przecież tytuł całego spektaklu, który dodatkowo uświetni 25-lecie katowickiej WAIA.
Śpiewa Anna Jantar
Początki kariery Anny Jantar związane są ze studenckim ruchem artystycznym. Po ukończeniu szkoły muzycznej w klasie fortepianu współpracowała początkowo jako pianistka, a następnie już jako wokalistka z teatrzykiem studenckim "Nurt" w Poznaniu. W roku 1968 wystąpiła jako nikomu nie znana wokalistka na Festiwalu Piosenki i Piosenkarzy Studenckich w Krakowie, a zdobyte tam wyróżnienie stało się początkiem jej kariery estradowej. W rok później zdobyła na Festiwalu FAMA-69 nagrodę za interpretację. Wkrótce potem nawiązuje współpracę z popularnym zespołem Waganci, z którym występuje w latach 1970 i 1971. W tym czasie nagrała kilka piosenek dla Polskiego Radia, a wśród nich swój pierwszy przebój "Co ja w tobie widziałam". Razem z zespołem wzięła udział w festiwalach piosenki w Opolu i Kołobrzegu, w wielu programach telewizyjnych, a także w filmowej komedii muzycznej "Milion za Laurę". Ten okres stanowi w jej biografii jak gdyby "akademię piosenkarską" — wstęp do samodzielnej pracy. Od 1972 roku Anna Jantar występuje jako solistka, a jej występ na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu W 1973 roku przynosi jej prawdziwa popularność. Jej piosenki stają się przebojami — wygrywają konkursy na najpopularniejsza piosenkę lata: 1973 — "Najtrudniejszy pierwszy krok", 1974 — "Tyle słońca w całym mieście", jak również na Radiową Piosenkę Miesiąca — "Żeby szczęśliwym być". Sukcesy krajowe sprawiają, że Anna Jantar coraz częściej zapraszana jest na występy zagraniczne. Występują z powodzeniem w Związku Radzieckim, CSRS i Bułgarii. Nagrywa dla TV w Jugosławii oraz dla radia i telewizji w NRD. Jej piosenkę "Ileś wart, ja nie wiem" wzięły do swego repertuaru popularne Siostry Kessler (RFN), przebój "Tyle słońca w całym mieście" śpiewają Hana Zagorova (CSRS) i Gerd Michaelis Chor (NRD). W ciągu ostatnich kilku miesięcy Anna Jantar gościła kolejno na estradach festiwalowych w Ljubljanie, Villach i Castlebar, gdzie "wyśpiewała" III nagrodę. W planach na najbliższy okres ma m. in. nagrania płytowe w RFN, nagrania radiowe i występy w TV w NRD, recital telewizyjny w Jugosławii. Podczas tegorocznego XIV MFP w Sopocie pojawił się na stoiskach płytowych jej pierwszy longplay, wydany przez "Polskie Nagrania".
"Tyle słońca w całym mieście"
Zanim w niedzielę 15 lipca spotkamy się w klubie "Słowianin" przy ul. Korzeniowskiego z Wojciechem Dąbrowskim (prowadzi "Spotkania z piosenką" w Warszawie i Krakowie) i wspólnie będziemy śpiewać niezapomniane przeboje sprzed lat, drukujemy kolejną bardzo popularną w latach 70. piosenkę z repertuaru Anny Jantar pt.: "Tyle słońca w całym mieście".
Dzień - wspomnienie lata, Dzień - słoneczne ćmy, Nagle w tłumie, w samym środku miasta Ty, po prostu Ty.
Dzień - godzina zwierzeń, Dzień - przy twarzy twarz, Szuka pamięć poplątanych ścieżek, Lecz, czy znajdzie nas?
Refren: Tyle słońca w całym mieście Nie widziałeś tego jeszcze, Popatrz, popatrz, Szerokimi ulicami, Niosą szczęście zakochani, Popatrz, popatrz Wiatr porywa ich spojrzenia, Biegnie światłem w smugę cienia, Popatrz, popatrz, Łączy serca, wiąże dłonie, Może nam zawróci w głowie też.
Dzień - powrotna podróż, Dzień - podanie rąk, Ale niebo całe jeszcze w ogniu. Chcę zatrzymać wzrok.
Refren: Tyle słońca...
Dzień – wspomnienie lata...
Piosenkę "Tyle słońca w całym mieście" skomponował do słów Janusza Kondratowicza Jarosław Kukulski, pianista i oboista, absolwent Akademii Muzycznej w Poznaniu, początkowo muzyk Filharmonii Zielonogórskiej, później twórca zespołu Waganci, którym kierował w latach 1969 - 1972. Wokalistką w zespole Waganci była Anna Szmeterling, która po wyjściu za mąż za Jarosława Kukulskiego, rozpoczęła karierę solową, przyjmując pseudonim artystyczny Anna Jantar. W latach 70. była jedną z najbardziej lubianych i najpopularniejszych piosenkarek, laureatką wielu festiwali w kraju i za granicą. Nagrała kilkanaście płyt. Wylansowała wiele piosenek skomponowanych przez swego męża (Tyle słońca w całym mieście, Najtrudniejszy pierwszy krok, Zawsze gdzieś czeka ktoś, Żeby szczęśliwym być, Za każdy uśmiech twój, Staruszek świat, Co ja w tobie widziałam). Zginęła w katastrofie lotniczej na Okęciu 14 marca 1980 roku, u szczytu swej kariery, wracając z występów w Stanach Zjednoczonych. Jarosław Kukulski napisał ok. 60. przebojów dla żony Anny Jantar, a później dla córki Natalii (Puszek okruszek, Co powie tata, Bal moich lalek, Mała smutna królewna) i innych piosenkarzy (To, co dał nam świat z repertuaru Krzysztofa Krawczyka, Papierowy księżyc z repertuaru Haliny Frąckowiak). Pisze muzykę filmową i teatralną, jest laureatem wielu nagród za piosenki i aranżacje. Otrzymał pierwszą w historii polskiej fonografii platynową płytę (1991). Muzyczne tradycje rodzinne podtrzymuje córka Anny Jantar i Jarosława Kukulskiego, Natalia (urodzona w 1976 r.). Występowała już w latach 80. jako dziecko, śpiewając piosenki ojca. Samodzielną karierę estradową rozpoczęła w połowie lat 90. Wylansowała kilka przebojów, nagrała kilka płyt (pierwsza płyta: Natalia, ostatnia Tobie 2001), w tym dwie złote i cztery platynowe.
"Bursztynowa Dziewczyna"
"Bursztynowa Dziewczyna" - Anna Jantar - należy do grona naszych najpopularniejszych piosenkarek i chyba dlatego tak bardzo trudno było mi się z nią spotkać i porozmawiać. Wreszcie jednak się udało. Spotkałyśmy się w garderobie Filharmonii Łódzkiej przed koncertem, w którym pani Anna występowała. Poświęciła mi sporo czasu, opowiadając o sobie, o swojej pracy, swych koncertach i planach artystycznych. - Urodziłam się 10 czerwca 1950 r. w Poznaniu. Naukę muzyki rozpoczęłam w czwartym roku życia. Kontynuowałam ją w podstawowej i średniej szkole muzycznej. Po maturze rozpoczęłam pracę w kabarecie "Nurt". Śpiewałam piosenki "pożyczone" od innych piosenkarzy. Próbowałam i sama komponować - ale nie wyszło. Kabaret to dobra szkoła estradowa. Warto jest przejść przez taką szkołę każdemu piosenkarzowi. Nie miałam jednak piosenki, w której mogłabym błysnąć - więc zostawałam w cieniu innych. Aż wreszcie, gdy już przeszłam do zespołu Waganci, Jarosław Kukulski napisał dla mnie piosenkę "Co ja w tobie widziałam" - właśnie tą piosenką "błysnęłam" - zdobyłam jaką taką popularność, poczułam się więc raźniej i podjęłam decyzję występów solistycznych. Rozstałam się z zespołem. - Pierwszy krok bywa zazwyczaj najtrudniejszy. Miała go pani już za sobą. Ale "dalsze kroki" są także trudne. A jednak wszystkie niemal pani piosenki są przebojami… - Chyba dlatego, że mąż mój - Jarosław Kukulski wyznaje zasadę, iż lepiej pisać mniej a dobrze. Podzielam tę zasadę. Nie stawiamy przeto na ilość, lecz na jakość. Nagrywam tylko takie piosenki, które mi się podobają. - Czy śpiewa pani wyłącznie kompozycje męża? - Ależ nie! Śpiewam piosenki wielu kompozytorów, m.in. Figla, Zimińskiego, Kopffa i Trzcińskiego. W repertuarze moim znajdują się również znane piosenki zagraniczne, jak np. "Asta maniana" zespołu "Abba". - Wiele słyszałam o pani sukcesach na festiwalach zagranicznych. - Na festiwalu w Castlebar (Irlandia) otrzymałam III nagrodę, w Villach (Austria) wraz z M. Wróblewską i T. Woźniakiem otrzymałam nagrodę zespołową dla najlepszej grupy biorącej udział w festiwalu, w Ljubljanie (Jugosławia) otrzymałam wyróżnienie za piosenkę "Żeby szczęśliwą być", którą śpiewałam poza konkursem. Bisowałam ją kilkakrotnie. W Dećenskiej Kotvie (Czechosłowacja) śpiewałam poza konkursem, gdyż piosenkarze zagraniczni nie są na tym festiwalu poddawani ocenom jury, lecz efekt występu przewyższył nagrody: otrzymałam propozycje występów na festiwalach w Berlinie, Dreźnie i Rostocku, na terenie całej CSRS oraz wzięcia udziału w kilku telewizyjnych programach czechosłowackich. Dzięki PAGARTOWI i kanadyjskiej agencji Lewan Show odbyłam tournee po Kanadzie, śpiewając w programie międzynarodowym dla publiczności kanadyjskiej, wśród niej i polonijnej. - A co w najbliższych planach? - Znów podróże. W maju śpiewam w Berlinie, w znanym Friedrichstadtpalast, potem ZSRR, Bułgaria, NRD, RFN, gdzie nagrywam płytę dla "Arioli", potem mam nagrania w telewizji budapeszteńskiej. - Czy podróże artystyczne - tak liczne przecież - nie męczą pani? - Mam ich czasami dość. W zasadzie jednak bardzo je lubię. Szczęśliwa jestem z zawodu, który sobie wybrałam. - Kiedy i jak pani odpoczywa? - Na odpoczynek mam czasu bardzo mało, ale gdy już jestem dłużej w domu - wówczas słucham płyt, które przywożę z każdej mojej podróży. - Czy tylko płyty pani przywozi? - Także oryginalne instrumenty muzyczne, które kolekcjonuję. Dzwonek zapowiada rozpoczęcie koncertu. Kończę więc rozmowę z "Bursztynową Dziewczyną" i życzę, by jej "dalsze kroki" były nadal tak szczęśliwe, jak "pierwsze" - Ona zaś prosi o pozdrowienie wszystkich członków Klubu Miłośników Piosenki, co niniejszym naszym Czytelnikom przekazuję.
Ada Gnat Polan
Anna Jantar - przetrwanie w piosence
- Tamto popołudnie było słoneczne. Wiał jednak silny wiatr, który - nie wiadomo dlaczego - niepokoił mnie - wspomina Jarosław Kukulski, mąż piosenkarki. - Podzieliłem się swymi odczuciami z mamą Ani, towarzyszącą mi i Natalii w drodze na lotnisko. Natalia ściskała mocno mały bukiecik kwiatów, nie mogąc doczekać się spotkania z mamą, która dzień wcześniej dzwoniła z Nowego Jorku, żeby poinformować nas o swoim przylocie. Wtedy po raz ostatni usłyszałem jej głos i już nigdy jej nie zobaczyłem.
Zamiast pianina mikrofon
"Naprawdę umiem żyć" - śpiewała w jednej ze swych piosenek Anna Jantar, gwiazda polskiej estrady lat siedemdziesiątych. Gdyby żyła - w czerwcu skończyłaby 49 lat. Jednak los zdecydował inaczej. 14 marca 1980 roku, wracając z koncertów w USA, zginęła w katastrofie samolotowej na warszawskim lotnisku Okęcie. Odeszła zbyt wcześnie, nie skończywszy nawet 30 roku życia. W tym czasie radio najczęściej rozbrzmiewało największym hitem z jej ostatniej płyty "Nic nie może przecież wiecznie trwać". Anna Maria Szmeterling, bo tak brzmiało prawdziwe nazwisko artystki, przyszła na świat 10 czerwca 1950 r. w Poznaniu. - Była niezwykle zaradną i sprytną dziewczynką, wręcz uwielbiała towarzystwo. Gdy tylko nadarzała się okazja, wymykała się na podwórko, by się pobawić - opowiada matka piosenkarki, Halina Szmeterling. Czasu nie miała zbyt wiele, gdyż uczęszczała do przedszkola muzycznego i od czwartego roku życia uczyła się gry na fortepianie. Następnie, w szkole muzycznej, uchodziła za jedną z najzdolniejszych uczennic, brała częsty udział w konkursach młodych pianistów, a cztery lata później koncertowała już z Orkiestrą Filharmonii Poznańskiej. Równolegle z nauką w liceum uczyła się w średniej szkole muzycznej. Anna Jantar debiutowała w poznańskich klubach studenckich "Nurt" i "Od nowa" jako akompaniatorka. Jednak panująca w nich atmosfera spowodowała, że pozazdrościła wokalistom i sama postanowiła zostać piosenkarką. - Marzyłam o tym, by została pianistką, ale nie mogłam jej przecież zabronić robienia tego, co sprawiało jej prawdziwą przyjemność - mówi pani Halina.
Śpiewała nie dla siebie
W 1968 roku wystąpiła na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie, gdzie otrzymała wyróżnienie. Podobną nagrodę przywiozła rok później z FAMY. Mając 19 lat, została solistką grupy Waganci, z którą wylansowała swój pierwszy wielki przebój "Co ja w tobie widziałam". W 1972 roku - przy wsparciu Jarosława Kukulskiego, swego późniejszego męża, znakomitego kompozytora i aranżera - piosenkarka rozpoczęła solową karierę artystyczną. Zaśpiewana na festiwalu opolskim w 1973 roku piosenka "Najtrudniejszy pierwszy krok" zapoczątkowała pasmo jej sukcesów. Już rok później wyszła jej pierwsza płyta długogrająca "Tyle słońca w całym mieście", która sprzedana w liczbie 100 tysięcy egzemplarzy osiągnęła pierwsze miejsce na liście płytowych bestsellerów. Kolejny longplay "Za każdy uśmiech" to podobny sukces i druga złota płyta. W tym czasie Anna Jantar rozpoczęła również karierę międzynarodową. Odwiedziła wówczas m.in. Kanadę, USA, Związek Radziecki, Czechosłowację, Bułgarię i Austrię, skąd przywiozła kolejne nagrody festiwalowe. Za piosenkę "Staruszek świat" otrzymała w 1975 roku w Sopocie drugą nagrodę oraz tak ważną dla niej, przyznawaną przez publiczność. Bo przecież śpiewała i nagrywała przede wszystkim dla niej. - Ania miała licznych wielbicieli, których często przyjmowała nawet w domu... Nigdy nie czuła się gwiazdą, zresztą bardzo nie lubiła tego określenia. Była przez całe swoje krótkie życie zwykłym i serdecznym człowiekiem - opowiada matka artystki. - Pamiętam tylko jedną sytuację, kiedy nie miała ochoty na spotkania, autografy. To było w Sopocie w 1975 roku. Była chora i wycieńczona, za kulisami czuwał lekarz. Wprost ze sceny karetka zawiozła ją do szpitala, gdzie rozegrała się najważniejsza dla niej i Jarka batalia o ratowanie życia nie narodzonego jeszcze dziecka. Anna Jantar lubiła śpiewać piosenki dramatyczne: "Nie wierz mi, nie ufaj mi", "Tylko mnie poproś do tańca" oraz nastrojowe: "Dzień nadziei", "Jaki jesteś, jeszcze nie wiem". Doskonale sprawdzała się również w utworach o trudnej linii melodycznej. Świadczy o tym singiel "You're The One That I Want" z piosenkami z filmu "Grease" nagranymi w duecie ze Stanisławem Sojką. Lansowała z powodzeniem polskie wersje zachodnich przebojów z repertuaru Neila Sedaki, Glorii Gaynor, Brendy Lee, Abby. Połowa 1978 roku to początek kolejnego, ale i zarazem ostatniego już rozdziału w karierze artystki. Wówczas w repertuarze Anny Jantar znajdowało się coraz więcej utworów najlepszych polskich kompozytorów, staranniej dobierała teksty. Sięgnęła po trudniejsze piosenki, a jej próby śpiewania w konwencji rockowej zapowiadały się niezwykle interesująco. Z tego okresu pochodzą choćby takie hity jak: "Tak dobrze mi w białym", "Do żony wróć", "Nie ma piwa w niebie", "Wielka dama tańczy sama" oraz dwa utwory o wymownych tytułach "Spocząć" nagrany z towarzyszeniem Perfectu i "Nic nie może wiecznie trwać" wylansowany z Budką Suflera.
Mamo, nie płacz
To właśnie z Perfectem 27 grudnia 1979 roku wyjechała na koncerty do Stanów Zjednoczonych. Tam spędziła ostatnie miesiące swojego życia, występując w amerykańskich klubach polonijnych. Przed podróżą zwierzyła się dziennikarzom, że jest już zmęczona ciągłymi wojażami i marzy o życiu bardziej stabilnym, by mieć więcej czasu dla najbliższych, a zwłaszcza dla swojej malutkiej, wówczas niespełna czteroletniej córeczki Natalii. - Ania obawiała się tego wyjazdu. Mówiła "nie lubię wyjeżdżać sama". Zawsze jeździł z nią Jarek, lecz wtedy wybierała się z Perfectem. Na kilka dni przed podróżą w hotelu dopadły ją Cyganki i powiedziały, że ma bardzo długą linię życia. Tamten dzień jej wyjazdu mam ciągle przed oczami. Natalia strasznie płakała, że mama wychodzi. Wzięłam ją więc na ręce i stanęłam przy oknie. Machała do niej i sama się rozpłakała. Gdy zobaczyła, że ja również płaczę, wróciła się i powiedziała: "Mamo, nie płacz. Popatrz - pokazała mi rękę - będę żyła bardzo długo. Cyganka mi to wywróżyła. I odjechała... - opowiada Halina Szmeterling. - Bardzo tęskniła. Dużo pisała, jeszcze częściej dzwoniła. Trzy miesiące później wracała do domu. Z Jarkiem i Natalią pojechaliśmy na lotnisko, by powitać Anię. Niestety, nie dane nam było ucałować i uścisnąć ją jak zwykle...
Niedaleko pada jabłko...
- Ból po Ani pozostanie w moim sercu do końca życia. Jednak Bóg zrekompensował mi tę ogromną stratę w osobie Natalii. Dzięki niej moje życie nie straciło sensu. Natalia bardzo przypomina mi Anię. Wystarczy niewielki gest, a łzy same cisną mi się do oczu - wyznaje matka artystki. - Mamy prawie wcale nie pamiętam. Znam ją głównie ze zdjęć i opowiadań najbliższych. Utkwiły mi tylko jakieś strzępy obrazów. Pamiętam na przykład jej długie, czerwone paznokcie, dużo pierścionków na palcach i to, że ubierała się na czarno. Jednak przez cały czas wyczuwam jej obecność, dlatego nagrałam piosenkę "Dłoń", która jest o mamie - mówi Natalia Kukulska. Anna Jantar miała wrócić do Polski 22 marca, lecz ogromna tęsknota do najbliższych przyspieszyła jej powrót o tydzień. Samolot Polskich Linii Lotniczych "Kopernik", lecący z Nowego Jorku do Warszawy, 14 marca 1980 roku o godz. 11.15, podchodząc do lądowania, uległ katastrofie. Na jego pokładzie znajdowało się 77 pasażerów i 10 - osobowa załoga. Zginęli wszyscy. Na długiej liście ofiar tragicznego wypadku znalazło się również nazwisko Anny Jantar - Kukulskiej. Na Cmentarzu Wawrzyszewskim w Warszawie 25 marca żegnało ulubioną piosenkarkę blisko 40 tysięcy osób. Na mogile spoczęły najpiękniejsze wieńce i wiązanki. Najwspanialszy od warszawskich kwiaciarek. Wśród egzotycznych okazów, pierwsze kwiaty wiosny. Tej, której Anna Jantar już nie zobaczyła... Od tamtej pory codziennie na jej grobie pojawiają się świeże kwiaty - wzruszające dowody uznania ze strony tych, których choć nie znała, zawsze uważała za swoich największych przyjaciół. - Po śmierci Ani przez tydzień nie wychodziłem z domu. Potem siedziałem w pustym kościele św. Anny, w którym dziewięć lat wcześniej brała ślub. Płakałem - wyznaje ojciec artystki, Józef Szmeterling. - Dla mnie nie umarła. Była, jest i będzie. Wciąż żyje. Wiem też, że żyje w pamięci wielu ludzi, którzy do mnie piszą, odwiedzają mnie, mówią i myślą o niej jak o kimś najbliższym. Ciągle jest obecna w sercach tych, którzy ją pokochali. Rzeczywiście, jej gwiazda ciągle błyszczy. Zresztą obecnie wspomnienia o Annie Jantar powróciły ze zdwojoną siłą. A to za sprawą utworu "Tyle słońca w całym mieście", nagranym przez córkę piosenkarki. Dzięki nowoczesnej technice możemy w nim usłyszeć wzruszający duet - Annę i Natalię. Od tytułu tej piosenki pochodzi również nazwa koncertu, który pod koniec lutego przygotowała Natalia Kukulska. Do udziału w wielkim koncercie wspomnień córka artystki zaprosiła czołówkę polskich wokalistów. Oprócz Haliny Frąckowiak, Maryli Rodowicz i Edyty Geppert - przyjaciółek Anny Jantar - na scenie pojawili się także: Edyta Bartosiewicz, Kasia Stankiewicz, Andrzej Piaseczny, Kasia Kowalska, Kayah, Mietek Szcześniak i oczywiście sama pomysłodawczyni. W trakcie koncertu na ekranie pojawiały się fragmenty wywiadów, teledysków i programów telewizyjnych z udziałem piosenkarki. Uwieńczeniem koncertu jest płyta "Tyle słońca", która w sprzedaży ukaże się dokładnie w rocznicę śmierci bursztynowej Anny.
Marcin Kalita
"Gwiazdy estrady"
Od kilku miesięcy zaliczana jest do najbardziej popularnych piosenkarek. W ubiegłym roku reprezentowała Polskę na trzech międzynarodowych festiwalach: w Lubljanie zdobyła wyróżnienie za interpretację jugosłowiańskiej piosenki, w Irlandii, gdzie występowało wielu znanych, zagranicznych piosenkarzy, zdobyła trzecią nagrodę, zaś w Austrii wspólnie z Marianną Wróblewską i Tadeuszem Woźniakiem zdobyła dla polskiego zespoły również trzecie miejsce. Na listach przebojów gościły takie jej piosenki jak: "Najtrudniejszy pierwszy krok", "Żeby szczęśliwym być", "Tyle słońca w całym mieście", "Gdzie nie spojrzę wszędzie ty". - Miniony rok przyniósł Pani wiele sukcesów. Śpiewa Pani jednak od kilku lat. Jakie były początki obecnej kariery? - Pierwsze kroki - jeszcze w czasie nauki w szkole średniej szkole muzycznej - stawiałam w amatorskim ruchu studenckim. W 1968 r. zaczęłam występować w poznańskich klubach studenckich "Od Nowa" i "Nurt". Następnie występowałam z zespołem wokalno - instrumentalnym "Waganci". W 1971 r. otrzymałam nagrodę na Festiwalu w Kołobrzegu za piosenkę "Szła noc". W 1973 r. nagrałam szlagier "Najtrudniejszy pierwszy krok", później "Żeby szczęśliwym być", kilkokrotnie wyjeżdżałam za granicę. Obecnie jestem związana z Estradą Wrocławską. - Jaki moment najbardziej decyduje o tym że mało znany piosenkarz staje się popularny, lubiany? - Takim momentem jest otrzymanie i nagranie przeboju - tego pierwszego. Później już łatwiej o następne przeboje, bo kompozytorzy mają większe zaufanie do piosenkarza i sami oferują mu piosenki. Dla mnie prawie wszystkie przeboje napisał Jarosław Kukulski, "w cywilu" mój mąż. - Nasi krytycy muzyczni na ogół mają za złe piosenkarzom jeżeli w ich repertuarze jest zbyt wiele przebojów... - Jest w tym trochę racji, przebój to zazwyczaj piosenka łatwa, lekka. Zawęża ona możliwości wykonawcze. Piosenkarza mającego dużo przebojów można porównać z aktorem, który gra popularną postać w telewizyjnym serialu. Publiczności zawsze już będzie kojarzył się z tą rolą. Od piosenkarza mającego dużo przebojów - publiczność też zawsze będzie wymagała piosenki "lekkiej, łatwej i przyjemnej". - Czy to znaczy, że piosenka trudniejsza, bardziej ambitna nie może stać się przebojem? - Owszem może. Takim przebojem była według mnie piosenka "Jej portret". Wprawdzie nikt jej nie nucił, bo za trudna , ale wszyscy ją znali. Inny przykład - piosenka "Na deszczowe dni" Wojciecha Piątkowskiego. O takie piosenki jest bardzo trudno. Łatwe przeboje też zresztą nie rodzą się na kamieniu, nie tylko u nas. Przekonałam się o tym uczestnicząc w trzech zagranicznych festiwalach. W Jugosławii np. nie było ani jednej właściwie piosenki, którą można by uznać za przebój. Trochę lepiej było w Castelbar w Irlandi, ale tam w festiwalu "Cisco" uczestniczą kompozytorzy z całego świata. Trzecie miejsce dla piosenki Adama Skorupki z tekstem Jacka Korczakowskiego "Tak wiele jest radości" - to duże wyróżnienie. - W dużym stopniu autorzy piosenki ten sukces zawdzięczają Pani interpretacji... - Miałam bardzo pochlebne opinie w prasie, one oczywiście zobowiązują do intensywnej pracy. - Gdzie aktualnie pani występuje? - Jeżdżę po kraju z programem "Najtrudniejszy pierwszy krok". Występuję razem z zespołem "Partita", "Sezam", udział w programie bierze też Jarosław Kukulski i Antoni Kopff. Nie jest to typowa składanka estradowa, lecz rodzaj kabaretu piosenki. Udział w tym programie sprawia mi dużo satysfakcji. - Powszechnie uważa się, że TV i radio zabiera estradzie publiczność. Czy tak jest rzeczywiście? - Nie jest to w pełni zgodne z prawdą. Publiczność jest nadal bardzo chłonna, ale zarazem bardziej wybredna niż przed laty. Wystarczy jeden zły koncert aby na następnym były pustki - i odwrotnie. Nie chcę się chwalić, ale na nasz program często bilety można kupić u "koników". - Mówi się też wiele o kryzysie polskiej piosenki.... - Moim zdaniem ostatnio sytuacja zaczyna się poprawiać. Wprawdzie brak nowych nazwisk wśród wykonawców, ale za to w ostatnim okresie pojawiło się sporo dobrych piosenek. Gdyby jeszcze technika nagrań była lepsza! - Jak Pani spędza czas wolny od pracy? - Bardzo lubię chodzić do teatru i czytać poezję. Niestety, coraz mniej mam wolnego czasu.
Krystyna Rychlewicz
Anna Jantar
W związku ze zbliżającą się pierwszą rocznicą śmierci tragicznie zmarłej w katastrofie lotniczej Anny Jantar, przypomnijmy sylwetkę tej lubianej i popularnej piosenkarki. Pierwsze kroki estradowe stawiała w poznańskich klubach studenckich "Nurt", "Od Nowa", śpiewając piosenki literackie z tekstami wybitnych poetów polskich. Na estradzie profesjonalnej pojawiła się w momencie nawiązania współpracy z beatową grupą "Waganci". W 1970 roku z grupą tą nagrała swój pierwszy przebój "Co ja w tobie widziałam". Po rozwiązaniu zespołu rozpoczęła samodzielną karierę. Jej początki nie były łatwe. Dopiero w 1973 roku Anna wyśpiewała w Opolu swój pierwszy solowy przebój — "Najtrudniejszy pierwszy krok". I ten pierwszy krok był chyba rzeczywiście najtrudniejszy, bo od tej chwili datuje się prawdziwa popularność piosenkarki, jej artystyczna kariera, niestety tak krótka. Odnosiła sukcesy nie tylko w kraju, ale i za granicą: w Kanadzie. Stanach Zjednoczonych, ZSRR, Irlandii, Austrii, Szwecji, Italii, Czechosłowacji, NRD i Jugosławii. Brała udział w wielu międzynarodowych festiwalach piosenki, przywożąc z nich nagrody i wyróżnienia. Nagrała kilkadziesiąt piosenek dla radia, cztery płyty długogrające (dwie z nich uzyskały miano złotych) oraz kilkadziesiąt singli. Dwukrotnie uznana za piosenkarkę roku (1975 i 1979), a utwory przez nią śpiewane wielokrotnie zwyciężały na radiowych listach przebojów. Któż nie pamięta takich utworów, jak: Żeby szczęśliwym być, Tyle słońca w całym mieście, Mój, tylko mój, Za każdy uśmiech, Nie wierz mi, nie ufaj mi, Tylko mnie poproś do tańca, Gdzie są dzisiaj tamci ludzie, Pozwolił nam los, Moje jedyne marzenie, Wielka dama tańczy sama, Nic nie może wiecznie trwać i wielu, wielu innych. Olbrzymią popularność i sympatię zyskała sobie nie tylko miłym głosem i urodą, ale także bezpretensjonalnością i naturalnym wdziękiem. Na estradzie i w życiu prywatnym była bowiem skromną i pełną radości dziewczyną. Brutalna śmierć przerwała życie Anny Jantar w najlepszym momencie jej artystycznego rozwoju. Pozostała jednak w sercach i ludzkiej pamięci.
"Jantarowy portret"
Nie potrafiło ocenić wyjątkowego talentu interpretacyjnego ANNY JANTAR jury ostatniego festiwalu opolskiego. Doceniło to natomiast w sposób właściwy kierownictwo artystyczne "Polskich Nagrań", które podjęło się nagrania i stosunkowego szybkiego wydania płyty długo grającej tej utalentowanej piosenkarki. Wszystkie longplaye mają nad mniejszymi płytami tę przewagę, że posiadają swój określony nastrój i własny klimat. Tak jest też z płytą Anny Jantar. Piosenkarka nagrywając kompozycje jak gdyby zdawała sobie sprawę, co konkretnie chce przekazać słuchaczowi. Nie ma na tym krążku piosenek banalnych, przypadkowych, o których nie wiadomo byłoby, po co się tutaj znalazły. Anna Jantar śpiewa zwyczajnie i naturalnie. Piosenki przekazuje bez jakiejkolwiek kokieterii i sztuczności. Ma własną osobowość i styl. W głosie jej, mimo iż niezbyt silnym, dźwięczy szlachetność. Śpiewa ze znawstwem i smakiem. A że przy okazji udało jej się wylansować kilka piosenek, które stały się przebojami – to jej wcale nie przeszkadza, by również prezentować utwory trudniejsze, ambitniejsze, dzięki wykonaniu których pozyskała sobie nawet wybrednych i wymagających recenzentów i krytyków muzycznych. Co w niej przykuwa uwagę? Godne zazdrości, usuwające wszystko w cień – zamiłowanie do śpiewu. Rutynowani piosenkarze starają się być oryginalni i nowocześni – nawet na siłę. Anna Jantar jest szczera z natury i na tym polega jej siła.
"Non stop" – XII 1974 r.
Pracę artystyczną rozpoczęła w poznańskim klubie "Nurt", gdzie występowała jako pianistka (po ukończeniu szkoły muzycznej w klasie fortepianu), a następnie już jako wokalistka. W Poznaniu Anna Szmeterling (nazwisko panieńskie Anny Jantar) występowała z lokalną grupą "Polne kwiaty", z którą nagrała archiwalnie (wcześniej niż Sipińska) piosenkę "PO TEN KWIAT CZERWONY". Nieco wcześniej wystartowała jako piosenkarka na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie, a otrzymane wówczas wyróżnienie stało się początkiem właściwej kariery. Po zdobyciu na festiwalu "Fama – 69" nagrody za interpretację, nawiązała współpracę z zespołem "Waganci". Z tą grupą w latach 1970 – 71 Anna Jantar nagrała szereg utworów dla PR, m.in. piosenkę "Co ja w tobie widziałam", która przyniosła jej popularność. Ugruntowały ją następnie występy na festiwalach w Opolu i Kołobrzegu, występy w TV, udział w komedii filmowej "Milion za Laurę", dwie małe płyty. Jej piosenki stają się przebojami, są nagrywane przez obcokrajowców (Chór Gerda Michaelisa, Hannę Zagorową czy Horsta Krugera). Bardzo udany był dla Anny Jantar kończący się rok. Jedyna polska piosenka "TAK WIELE JEST RADOŚCI" zakwalifikowana do IX Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Castlebar (Irlandia) w jej wykonaniu uzyskała III nagrodę. Zasiadający w jury znany kompozytor angielki Les Reed (twórca piosenek dla Toma Jonesa i Engelberta Humperdincka) w swych pofestiwalowych refleksjach na łamach "Irish Independent" napisał, że dotychczas znał dwie piosenkarki obdarzone tak czystym głosem i silną ekspresją: Vicky Leandros i Nanę Muoscouri. Teraz poznał trzecią – Polkę Annę Jantar.
"Przebój Anny Jantar"
Oto kolejny przebój z Opola. Tym razem jest to piosenka "Tyle słońca w całym mieście", która choć nie zyskała sobie przychylności jury, to jednak zdobyła ogromną popularność wśród słuchaczy, była lansowana latem w radiu i w dyskotekach. Wykonawczynią jej jest Anna Jantar. Jej piosenkarskiej karierze warto poświęcić kilka słów. Może to być bardzo pouczające dla tych, którym wydaje się, że piosenkarstwo jest zawodem "lekkim, łatwym i przyjemnym". A wiec najpierw – szkoła muzyczna, gdzie Anna Jantar ukończyła klasę fortepianu. Potem związała się ze studenckim ruchem kabaretowym: współpracowała z Teatrem Studenckim "Nurt" w Poznaniu, początkowo jako pianistka, a następnie jako piosenkarka. Wyróżnienie uzyskane na Festiwalu Piosenki Studenckiej w 1968 roku było kolejnym ważnym szczeblem na drodze do kariery. Potem przez dwa lata współpracowała z zespołem "Waganci" i z tego okresu pochodzi jej przebój "Co ja w tobie widziałam". Brała udział w festiwalach w Opolu, i w Kołobrzegu, występowała w popularnych młodzieżowych programach telewizyjnych, a także w muzycznej komedii filmowej "Milion za Laurę", nagrywała płyty, wyjeżdżała z koncertami do ZSRR, Czechosłowacji, Bułgarii, Jugosławii, ale mimo to stale pozostawała nieco na uboczu, nie należała do czołówki, do "gwiazd" naszej piosenki. Dopiero, gdy w ubiegłym roku piosenka w jej wykonaniu – "Najtrudniejszy pierwszy krok" została ogłoszona najpopularniejszą polską piosenką lata 1973, o Annie Jantar zaczęło się słyszeć więcej. Tytuł piosenki odczytywano nawet symbolicznie, uznając ją za "pierwszy krok" Anny do kariery piosenkarskiej, a przecież naprawdę pierwszy krok zrobiła ona już wiele lat wcześniej. Piosenka "Tyle słońca w całym mieście" ma wszelkie cechy przeboju – jest prosta, rytmiczna, pogodna, pewne zastrzeżenia można by mieć jedynie do niezbyt zręcznego miejscami tekstu. Twórcą muzyki jest Jarosław Kukulski, mąż Anny, kompozytor większości śpiewanych przez nią piosenek. Anna Jantar ma miły głos, śpiewa czysto (co wcale nie tak często się zdarza, nawet wśród uznanych gwiazd), umie ładnie poruszać się na estradzie, a w Kołobrzegu fotoreporterzy wybrali ją "Miss Obiektywu". Jej piosenki są proste, melodyjne, łatwo wpadające w ucho, dobrze się je nuci – podobają się. Czy można więc dziś powiedzieć, że Anna Jantar zrobiła karierę? Nie wiem. Wiem tylko na pewno, że na dotychczasowe, nie największe przecież, sukcesy pracowała wytrwale wiele lat. I aby ich nie zaprzepaścić, musi pracować jeszcze więcej.
Krystyna Chojnacka
"Twarze miesiąca – Anna Jantar"
Minęło już sporo czasu od kolejnego festiwalu opolskiego. Można z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że nie wybuchły tam w tym roku gejzery talentu, nie objawiły się przeboje. Niemniej jednak piosenka "Najtrudniejszy pierwszy krok" towarzyszyła nam w okresie wakacyjnym. W koncercie "Interpretacje" wykonywała ją młoda piosenkarka, startująca w barwach wrocławskiego "Impartu" – Anna Jantar.
Nie można jej nazwać "odkryciem" w sztuce estradowej. Swoją artystyczną drogę zaczęła w poznańskim klubie "Nurt", występując pod nazwiskiem panieńskim Anna Szmeterling. Później podjęła współpracę z poznańskim zespołem "Polne Kwiaty", w którym muzyczne ostrogi zdobywali m.in. Tomasz Dziubiński czy Paweł Dubowicz. Z zespołem tym Szmeterling nagrała archiwalnie (wcześniej niż U. Sipińska) piosenkę "Po ten kwiat czerwony".
W 1969 roku przeniosła się do Zielonej Góry, gdzie związana była – jako wokalistka – z efemerydą Estrady Lubuskiej, grupą "Waganci". Z tego dość dziwnego mariażu wyniosła istotne dla jej dalszej kariery sukcesy: przebój "Co ja w tobie widziałam" i płytę tzw. "czwórkę" oraz… męża, uzdolnionego muzyka i kompozytora, Jarosława Kukulskiego (absolwenta Państwowej Wyższej Szkoły muzycznej w Poznaniu).
Od dwóch lat próbuje szczęścia w karierze solistycznej: początkowo jako filar "Grupy 6", obecnie o własnych siłach.
Na swoim koncie ma nagrane dwie płyty "czwórki", a teraz gromadzi materiał na pierwszą płytę długogrającą, którą zapełnić mają piosenki Jarosława Kukulskiego, do tekstów Wiktora Leliwy, Włodzimierza Ścisłowskiego i Lecha Konopińskiego.
Anna Jantar – choć obdarzona niezbyt silnym, ale dźwięcznym, szlachetnie brzmiącym, ciepłym głosem o interesującej barwie – w okresie ostatnich kilku miesięcy wyraźnie zjednuje sobie uznanie i sympatię, wybijając się wśród wielu młodych, początkujących wokalistek.
F. Kaczindow
"Gwiazdy estrady i sport"
Anna Jantar: Sport polubiłam dzięki mężowi Jarosławowi Kukulskiemu, kompozytorowi - zwierza się popularna piosenkarka. - On jest zapalonym kibicem, a żadna transmisja telewizyjna z imprezy sportowej nie uniknie jego uwagi. - Czy uprawiasz sport? - Występując kiedyś w programie Telewizji Poznańskiej "Allewizja" miałam możność bliższego zapoznania się z tenisem, występowałam w stroju tenisowym. Muszę przyznać, że czułam się w nim znakomicie. Postanowiłam spróbować, chodzę już na korty, pilnie trenuję, lecz do formy Wojtka Fibaka jeszcze mi daleko. - Jakie dyscypliny sportu najbardziej cię pasjonują? - Przede wszystkim te, w których mamy jakieś osiągnięcia międzynarodowe, piłka nożna, siatkówka, boks, lekkoatletyka. Bardzo przeżywam każdy start polskich sportowców w Mistrzostwach Europy, świata czy w olimpiadach, zwłaszcza wtedy, gdy nasi mają "coś do powiedzenia". - Myślę, że jest nim Włodzimierz Lubański. Należy podziwiać go nie tylko za nieprzeciętne umiejętności piłkarskie, ale też za godny podziwu hart ducha. - Podobno ostatnio interesujesz się automobilizmem? - O tak! Pasjonujemy się z mężem rajdami samochodowymi, a w szczególności... małym Fiatem zielonym liściem. Jest to niezmiernie ciekawe, zwłaszcza, że mogę już pochwalić się pewnymi osiągnięciami, np. bezkolizyjnym przejechaniem skrzyżowania Alei Jerozolimskich z Marszałkowską. Na zakończenie naszej rozmowy chciałabym wszystkim sportowcom życzyć jak najwięcej sukcesów, równocześnie podziękować za miłe chwile wzruszeń, których nam dostarczyli.
"Z Anną Jantar i Jarosławem Kukulskim"
- "Co ja w tobie widziałam", "Najtrudniejszy pierwszy krok", "Żeby szczęśliwym być", "Tyle słońca w całym mieście" - oto tytuły śpiewanych przez Panią piosenek, które stały się przebojami. Czyja to zasługa? Pani - wykonawczyni, czy Jarosława Kukulskiego - kompozytora?
- Sukcesami dzielimy się po połowie i jak do tej pory... jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. - Żadna z piosenek, śpiewanych przez innych wykonawców, nie zdobyła takiej popularności jak te wyżej wymienione. Czy to znaczy, że lepsze piosenki pisał Pan dla żony, a gorszymi obdzielał jej koleżanki i kolegów? - Zapomniał Pan o dwóch piosenkach: pierwsza to "Za zdrowie pań", druga "To się nosi, proszę pana". Obie śpiewali "obcy" wykonawcy - Hulewicz i Ross. Żona jest pierwszym odbiorcą moich piosenek, może wybierać. Potem okazuje sie, że był to wybór bardzo trafny... - Pozwoli Pani, że zacytuję fragment jej życiorysu... Podstawowa Szkoła Muzyczna, potem trzy lata w Średniej Szkole Muzycznej w klasie fortepianu i rytmiki, a dopiero później estrada... - Nie wyobrażam sobie wykonywania tego zawodu bez solidnego przygotowania muzycznego. - Zadebiutowała Pani w 1968 roku na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie, imprezie, na której przebojów się raczej nie śpiewa... - Zawsze miałam w swoim repertuarze zarówno piosenki - przeboje, jak i piosenki literackie. Występuję przed bardzo różną publicznością. - Skąd Pani przyjechała, gdzie Pani wyjeżdża? - Wróciłam niedawno z Austrii, gdzie wspólnie z Marianną Wróblewską i Tadeuszem Woźniakiem wywalczyliśmy "brązowy medal" w Pucharze Europy, a w dniach od 7 do 11 października wezmę udział w Międzynarodowym Festiwalu Piosenki CISCO - 74 w Castlebar w Irlandii. Zaśpiewam tam piosenkę Korczakowskiego i Skorupki "Tak wiele jest radości". - A co na to mąż? - Jarek przygotowuje piosenki na inne festiwale. - Panie Jarku - podobno inaczej aranżuje się piosenki "festiwalowe"? - Oczywiście, np. w partyturze "Tyle słońca w całym mieście" umieściłem trąbki, które zabrzmiały w opolskim amfiteatrze, a które skreśliłem w trakcie nagrania studyjnego. - Piosenka to melodia, tekst i aranżacja. Który z tych elementów uważa Pan za najważniejszy? - Najwyżej cenię sobie udaną aranżację, a potem melodię i wykonanie. - Nie wspomniał Pan o tekście... - Jesteśmy chyba jedynym krajem, gdzie przywiązuje się tak dużą wagę do tekstu, a przecież piosenka to przede wszystkim muzyka.
Lech Nowicki
"Express" - Anna Jantar
- Co się śpiewa teraz w Kanadzie? - zapytaliśmy popularną piosenkarkę Annę Jantar, która właśnie wróciła z trzytygodniowego tournee za oceanem. - Wszystko. O piosenek w stylu "retro", sentymentalnych, melodyjnych po melodie pop-music i ekspresyjne, żywiołowe przeboje dyskotekowe dedykowane głównie młodzieży. Jedną z najpopularniejszych gwiazd estrady jest tam teraz Oliwia Newton Johnes. - Czy w te różnorodne gusta trafił polski program? - Chyba tak, jeśli wierzyć opiniom recenzentów i brawom publiczności kanadyjskiej. Z myślą o niej Jan Lewandowski, pieśniarz i show-man polskiego pochodzenia, przygotował ten program i zaprosił do udziału w nim Sławę Przybylską, mnie i kompozytora, Jarosława Kukulskiego. Razem z nami występowała obecnie lansowana w Kanadzie Diane Marschal, którą prawdopodobnie usłyszymy w tym roku w Sopocie. Trudno mi samej mówić o powodzeniu czy sukcesach... - Mam w ręku dowód - recenzje i relacje z koncertów, telewizyjnego nagrania. Więcej niż pochlebne. - Tak, to zaproszenie do programu telewizyjnego po koncertach w Toronto, Sudbury, Winnipeg, Edmonton, Calgary i w Vancouver było dla nas zaskoczeniem i... komplementem. Nagraliśmy godzinną audycję emitowaną w 10 programach kanadyjskich. Było to jedna z wielu pozycji formowanych przez znanego tam mecenasa kultury Słowian, twórcę wielu filmów, także o Polsce, Mirosława Ziamala. - Słówko o Pani. Jest to przecież nasza pierwsza rozmowa w "Expressie". I pytanie, które sama Pani sobie zadaje: Jak był ten najtrudniejszy pierwszy krok? - Pierwszy koncert symfoniczny w szkole muzycznej w Poznaniu, kiedy jeszcze uczyłam się pilnie gry na fortepianie, pierwszy spektakl teatralny w studenckim teatrze "Nurt", pierwszy egzamin w warszawskiej PWST, gdzie dopiero po latach dołożyłam następne. - Na estradzie? - Zadebiutowałam na Festiwalu Piosenkarzy Studenckich w Krakowie w 1968 r. Potem przyszły występy z grupą Waganci i mój pierwszy przebój "Co ja w tobie widziałam". - Do festiwali i przebojów ma Pani nadal szczęście. - Ostatnio rzeczywiście wiodłam festiwalowe życie, największą satysfakcję sprawił mi chyba występ i nagroda w Castlebar w Irlandii. A przeboje? Trochę od nich uciekam, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie na długo. Łatwa, chwytliwa melodia zawsze znajdzie wdzięcznych słuchaczy. Ale chcę i próbuję pokazać się także w innym repertuarze. - Autorem największych Pani szlagierów jest mąż, Jarosław Kukulski. A co mają powiedzieć inni? Stale się słyszy narzekania na brak nowych piosenek. - To prawda. Taki duet kompozytora i wykonawcy jest chyba najszczęśliwszym rozwiązaniem, chociaż "zdradzamy się" wzajemnie nierzadko. Mamy utalentowanych kompozytorów, autorów. Powstaje wiele nowych piosenek - dowodem jest choćby radiowa lista przebojów. Tylko sądzę, że traktujemy tę dziedzinę rozrywki zbyt serio. Także w tych niekończących się dyskusjach o repertuarze, rodzajach, stylach, gustach. - O szkolnictwie estradowym także? - Nie, to poważna sprawa. Każdy z nas wie, że nie wystarczy dziś wyjść na scenę z mikrofonem i uśmiechem na ustach. Na własnej skórze odczuwam brak tego rodzaju studia, szkółki. Toteż postanowiłam do moich zajęć dołączyć lekcje tańca. Trudno, sama poszukam korepetytora. - A więc do spotkania... - Po Targach Estradowych w Łodzi wyjeżdżam do ZSSR, a od połowy maja do końca czerwca mam koncerty w "Friedrichstadtpalast".
Jeżeli syn - to Marcin, wyznaje Anna Jantar
Ulica Kasprzaka w Poznaniu. Na niej spotykam znajomą z estrady, rozrywkowych programów telewizyjnych, z anteny radiowej, płyt gramofonowych - uśmiechniętą Annę Jantar. - Czemu zawdzięczam spotkanie w tym mieście? - Przyjechałam tutaj wypocząć. W Poznaniu się urodziłam, wychowałam, rozpoczęłam naukę muzyki. Mam rodzinę i życzliwych mi przyjaciół. - Na długo przybyłaś do swojego miasta? - Będę do końca grudnia, chociaż święta spędzamy z Jarkiem (Jarosławem Kukulskim - mężem i kompozytorem popularnych piosenek - przyp. K) u jego rodziców we Wrześni. - Wycofałaś się ostatnio z czynnego życia estradowego. - Z ważnej przyczyny. Zostanę matką. Nie dopisuje mi kondycja fizyczna, choć z wokalną jest o wiele lepiej. Nie koncertuję. Co najwyżej biorę udział sporadycznie w programach telewizyjnych i dokonuję nowych nagrań. - Zatem odkładasz wszystko na później. - Tak. W tej chwili praca zawodowa nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Najważniejsze jest abym urodziła zdrowe, duże dziecko. Czuję, że będzie to chłopak. Jeśli syn - to na pewno Marcin. - Zdaje się, że pewne terminy nagrania płyt kolidują z planami rodzinnymi. - Wyznaczono mi termin na styczeń 1976 roku. Nie wiem, czy będę w stanie nagrać drugą płytę długogrającą. Jeśli wysiłek przy nagraniu zagrażałby zdrowiu dziecka - nie ma mowy, bym się zdecydowała na płytę. Na to zawsze jeszcze będzie czas. - Od spraw rodzinnych przejdźmy jednak do twej profesji - do piosenkarstwa. - Mam już kilka spraw skonkretyzowanych. W kwietniu najprawdopodobniej pojadę do Kanady i Stanów Zjednoczonych, gdzie oprócz występów dla wytwórni "Polydor" nagram płytę - czwórkę. Po powrocie chcę się przypomnieć słuchaczom w kraju. Występować będę ze znakomicie brzmiącym kwartetem Aleksandra Mazura, w którym na gitarze basowej gra poznański muzyk Zbigniew Zientara. Ze Zbyszkiem "terminowaliśmy" w latach 1967 - 69 w klubie Nurt. On był filarem zespołu Violiny, ja adeptką Teatrzyku Piosenki. Wkrótce znów będziemy pracowali razem. Sezon festiwalowy rozpocznę w Opolu, potem Kołobrzeg, Sopot - w koncercie towarzyszącym. Oprócz występów normalna praca: próby w studio, nagrania, nagrania... Występy telewizyjne. A więc to wszystko, co składa się na nasz normalny rozkład zajęć. - Znajdujesz czas na "zajęcia własne"? - Jest ich niewiele. Do wiodących zaliczam czytanie. Mój brat zaraził mnie bakcylem poezji. Dużo jej czytam. Oprócz tego kino, teatr, filharmonia. A przecież ciągle trzeba się doskonalić. Systematyczne próby z reżyserem, akompaniatorem, choreografem itp. Naprawdę na przyjemności czasu jest niewiele. - Ostatnie pytanie. Co chcesz przekazać czytelnikom "Expressu"? - Jesteśmy u progu świąt. Nastrój i mnie się udziela. A więc jak najserdeczniejsze życzenia świąteczne i noworoczne. Niech wszystkim się ziszczą marzenia.
Krys
"Tyle śpiewu w całym domu" - Nowa Wieś
Osobno:
ONA — ANNA JANTAR. Utalentowana, jedna z najpopularniejszych naszych piosenkarek, laureatka festiwali w Castlebar, Villach, Ljublianie, Opolu, Kołobrzegu i Sopocie. Po ukończeniu średniej szkoły muzycznej rozpoczęła współpracę z poznańskim studenckim kabaretem "Nurt". Dało jej to "szlify” piosenkarskie i zadecydowało o wyborze zawodu. Śpiewała różne w gatunku piosenki, co pozwalało rozwijać możliwości interpretacyjne, lecz były to utwory "z drugiej ręki", ośpiewane już przez innych piosenkarzy. Brak własnego repertuaru ustawiał Anię za innymi. Potem występowała z zespołem "Waganci" i nagle nazwisko Jej pojawiło się na łamach prasy, a piosenka, którą zaśpiewała — "Co ja w tobie widziałam" — zajęła pierwsze miejsce na listach przebojów. Kompozytorem piosenki był ON — JAROSŁAW KUKULSKI. Mówi się, że należy do grona najbardziej utalentowanych kompozytorów muzyki rozrywkowej. Faktem jest, że wiele jego piosenek staje się przebojami (m.in. "Najtrudniejszy pierwszy krok", "Żeby szczęśliwym być", "Tyle słońca w całym mieście", "Mój, tylko mój") śpiewanymi i nagrywanymi także przez zagranicznych piosenkarzy: Betty Dorsey, Goldie Ens, Glenna Westona, Richarda Hueta, Horsta Krugera i chór Gerda Miehaelisa. Jarek jest absolwentem wydziału instrumentalnego PWSM w Poznaniu. Jeszcze jako student grał w Operze i Filharmonii, po ukończeniu studiów zaangażował się do Filharmonii w Zielonej Górze. Tamże, w tym samym czasie, założył zespół "Waganci", którym kierował przez pięć lat. Do tej pory skomponował 70 piosenek, ponad 40 z nich zostało nagranych. Razem: Małżeństwo od blisko pięciu lat. Swoje "prawdziwe" mieszkanie dostali w Warszawie dopiero przed kilkoma miesiącami. Początkową radość z tego faktu przyćmiewać zaczyna rzeczywistość. Jak ma pracować kompozytor i piosenkarka w bloku — gigancie, w którym z trudem dopatrzeć się można zalet nie równoważących wady, jaką Jest ogromna akustyka. Ania stara się śpiewać cicho — z mężem jej jest gorzej: pianina nie da się wyciszyć. Bywa, że Jarkowi nie wystarcza dnia i musi pracować wieczorem. Rozdzwaniają się wtedy sufity i ściany — interweniują sąsiedzi. Z kolei innego rodzaju hałasy dochodzące do mieszkania Kukulskich nie pozwalają im odpoczywać po powrocie z koncertów czy nagrań. Ania z sentymentem wspomina pokoik, w którym przedtem mieszkali: ciasny, ale przytulny, mury też widać inne, bo z sąsiadami nie było kłopotów... W tym pokoiku poznali swoje metody pracy, nauczyli się konieczności wzajemnego podporządkowania. Anka rozumie, że gdy Jarek przygotowuje aranżację piosenki, nie można mu przeszkodzić nawet jednym słowem: — Wiem, jak łatwo jest spowodować "przerwanie pomysłu", którego nie odtworzy się później. W przypadku, kiedy w podobnym zawodzie pracuje małżeństwo, nie ma właściwie możliwości oderwania się w życiu rodzinnym od spraw profesjonalnych. W domu Kukulskich mówi się ciągle o piosence i muzyce, prowadzi się na te tematy burzliwe dyskusje. - Do niedawna - wspomina Anka — pracowaliśmy tylko razem, teraz częściej wyjeżdżamy osobno. Jarek komponuje więcej dla innych piosenkarzy, obejmuje kierownictwo muzyczne programów, w Których nie występuję. Rozszerza to nasze możliwości zawodowe, a i ja przez to stałam się bardziej samodzielna. W tej chwili aż się dziwię, że potrafię sama sobie radzić, załatwiam sprawy organizacyjne, o których nie miałam pojęcia. Jestem z natury niezaradna i nieśmiała, nie mam koniecznej dla piosenkarza tzw. siły przebicia, dlatego sądzę, że gdyby na początku nie pomagał mi Jarek, nie przebrnęłabym nigdy przez bariery związane z naszym zawodem. Ta niezaradność cechowała mnie zawsze. Przypominam sobie fakt, jak to wyjeżdżałam w 1969 r. w swoją pierwszą w życiu trasę koncertową z zespołem "Waganci". Miałam 19 lat, a do autobusu odprowadzała mnie babcia. Zatroskana zwróciła się do budzącego w niej największe zaufanie chłopaka z prośbą o opiekę nade mną. Był nim Jarek. Jak się później okazało, prośbę babci przyjął na serio i dosłownie! Faktem Jest: rola opiekuna tak się Kukulskiemu spodobała, że w pół roku później napisał dla Ani przebój "Co ja w tobie widziałam". A niedługo potem zostali małżeństwem. W komponowanie bawił się jeszcze w liceum muzycznym, na serio potraktował sprawę podczas studiów. Jeden z pierwszych jego utworów "Miłość na 3/4" - zdobył nagrodę na ogólnopolskiej giełdzie piosenki. Wkrótce przyszła kolejna nagroda za "Spójrz na morze". Kiedy objął kierownictwo "Wagantów", pisał dla nich repertuar. Kukulski jak mało który kompozytor pochwalić sie może ogromną popularnością swoich piosenek, a przecież z nich "wykluwają się" co najmniej trzy autentyczne przeboje w roku! Czy daje mu to satysfakcję artystyczną i zawodową? — To ogromnie miłe uczucie, że ludzie śpiewają moje piosenki, ale jeśli już mówić o satysfakcji kompozytora, przynoszą ją utwory bardziej bogate harmonicznie, o ciekawszej linii melodycznej, trudniejszej aranżacji. Myślę tu o piosenkach Ani "Witaj mi" i "Dzień nadziel", o "Niech ziemia tonie w kwiatach" śpiewanej przez "Partitę" czy "Jak wolny ptak", którą napisałem dla Ireny Santor. Te utwory cenię wyżej, chociaż zdaję sobie sprawę, że przyjmują się "u ludzi" trudniej. Często przylepia mi się etykietkę autora przebojów, a choć ona mi nie przeszkadza, to staram się czasami cicho wtrącić, że piszę także inną muzykę, na przykład ilustrację muzyczną do serialu telewizyjnego "Trzej panowie z M-4" czy wreszcie kantatę o dużym ładunku emocjonalnym, którą radio Rostock zamówiło u mnie z okazji 25-lecia NRD. Ania i Jarek cieszą się dużą popularnością w NRD. Piosenki Kukulskiego lansowane tu są przez jego żonę włączają do swojego repertuaru wybitni wykonawcy. "Tyle słońca w całym mieście" — wielki przebój Ani — to przecież jedna z popisowych pozycji znakomitego chóru Gerda Michaelisa. Piosenki, nagrywane dotychczas w ZSRR, NRD, RFN, Anglii i Grecji znalazły się także na drugiej półkuli, co było efektem ubiegłorocznego tournee Kukulskich po Kanadzie i programu telewizyjnego im właśnie poświęconego. Wszystko wskazuje na to, że śpiewać je będzie także amerykański gwiazdor piosenki — sam Bobby Vinton. Blaski płynące z sukcesów i satysfakcji z pracy nie są jednak w stanie przesłonić ujemnych skutków zawodu, którego reprezentantami są Kukulscy. Mają swój dom i go nie mają, jak zresztą większość ludzi związanych profesjonalnie z estradą. Trudny do zaplanowania, nieregularny tryb życia, ciągłe wewnętrzne eksploatowanie się, trema, podróżowanie i występy w niełatwych warunkach niewątpliwie rzutują na sprawy rodzinne, na stan zdrowia i nerwów. Trzeba pełnego wzajemnego zrozumienia, aby "nie dać się zwariować" i nauczyć się regenerować siły w czasie krótkich pobytów w domu. Tu jedynie można — po tułaczym życiu w hotelach — czuć się spokojnie i bezpiecznie. W czasie ich dotychczasowej pracy nie brakowało momentów dramatycznych. Rok 1973 był na przykład pechowy. 0 mało nie postradali życia, gdy mikrobus wiozący zespół z koncertu wpadł na zakręcie w poślizg i uderzył w drzewo. Ania, poważnie ranna, leżała w szpitalu, reszta ekipy — w gipsach i bandażach zjawiła się nazajutrz na estradzie. Koncertu nie dało się odwołać, a publiczność czekała. W miesiąc później, podczas koncertu zagranicznego, Jarek został na scenie porażony prądem elektrycznym. Ledwie go w szpitalu odratowali. Kukulscy wspominają te fakty jak koszmarny sen. Kochają jednak swój "zwariowany" zawód i gdyby przyszło jeszcze raz wybierać, prawdopodobnie obraliby tę samą drogę. Przygotowują się w tej chwili do najważniejszej roli w swoim życiu: roli rodziców. - Pragnęlibyście syna czy córkę? — Córkę. Ale jestem przekonana, że będzie syn — mówi przyszła mama. Ostatni festiwal sopocki to kolejny sukces Anny Jantar. Nie liczyła na zdobyte tam nagrody — do występu zmusiła ją własna rzetelność i poczucie obowiązku. Tuż przed festiwalem uległa wypadkowi samochodowemu Ewa Snieżanka — Ania, druga reprezentantka polskiej piosenki na tę międzynarodową imprezę, od pewnego czasu leżała w szpitalu. Publiczność w amfiteatrze i telewidzowie nie domyślali się nawet, że na estradzie śpiewa przywieziona karetką pogotowia dziewczyna, że za kulisami czuwa lekarz. Ten festiwal zawsze będzie Ania łączyła z radością oczekiwania na dziecko i ryzykiem, jakie podjęła decydując się na występ. — Przykro mi jednak było — wspomina — że w niektórych korespondencjach pisanych z próby, kiedy to musiałam markować śpiewanie, aby zebrać siły na sam koncert, dziennikarze podali, że "nie śpiewam na miarę swojego poziomu". Wzruszyła mnie natomiast opieka i troskliwość organizatorów festiwalu. I cieszę się, że ich nie zawiodłam. Zamierzenia artystyczne Kukulskich w związku z nową sytuacją rodzinną ulegną pewnej zmianie. Wyjadą wprawdzie w kwietniu na zawarty wcześniej kontrakt związany z występami w Kanadzie, jednak dalsze plany układane będą z myślą o dziecku. - Czekam na najważniejszą premierę mego życia — mówi z pewną tremą Ania.
ELŻBIETA TREGER
Kultura (Rozmowa z ANNĄ JANTAR) Fakty i mity
- Czy jest pani zadowolona z występu w Sopocie? — Oczywiście, zdobyłam przecież trzy nagrody. Są one dla mnie tym bardziej cenne, ponieważ czułam się wtedy bardzo źle, prosto ze szpitala trafiłam na estradę. -??? - Przed festiwalem, przez sześć dni byłam na kroplówce, a przeddzień konkursu lekarz kategorycznie zabronił mi śpiewać. Wydaje się, że w pełnej formie mogłabym wypaść jeszcze lepiej. — Dlaczego jednak nie posłuchała pani lekarza? Czy zdrowie nie jest ważniejsze? - Na pewno. Ale tegoroczny festiwal był bardzo pechowy. Najpierw Wojtek Młynarski wycofał się z konkursu, potem Ewa Snieżanka uległa wypadkowi, a następnie ja się rozchorowałam... Groziło więc, że nikt z Polaków nie wystąpi w Sopocie. Musiałam więc zwalczyć chorobę i zaśpiewać. Ponadto - co jest dla mnie sprawą niebagatelną, bardzo chciałam wystąpić w Sopocie. — Ale przecież nie był to Pani pierwszy start w festiwalu. — Oczywiście, że nie. Zaliczyłam wszystkie festiwale polskie, zdobywałam nagrody w Opolu i Kołobrzegu, startowałam w zagranicznych festiwalach, między innymi w Jugosławii, Austrii, RFN i Irlandii, ale nie miałam okazji brać udziału w Sopocie. - Czym dla polskiego piosenkarza jest start w Sopocie? — Na pewno wyróżnieniem, a także w pewnym sensie uznaniem dla dotychczasowej działalności artystycznej. Na ten występ czekałam cztery lata. - Czyli przed czterema laty zaczęła Pani śpiewać. Jak do tego doszło? — Próbowałam jeszcze w Poznaniu, w klubach studenckich. Następnie zdawałam egzamin do Szkoły Teatralnej w Warszawie. Wprawdzie zostałam przyjęta, ale trudne warunki zmusiły mnie do przerwania nauki. Musiałam pracować. I tak na serio zaczęłam zajmować się piosenką. — Czy nie żałuje Pani tamtej decyzji? Czy na scenie nie osiągnęłaby Pani więcej niż na estradzie? — Absolutnie nie. Byłabym tej chwili początkującą aktorką, grywałabym z pewnością podrzędne role w podrzędnych teatrach. — Czy piosenkarce łatwiej wystartować? — Może trochę łatwiej. Nie miałam kłopotu, kiedy w 1969 roku zgłosiłam się do zespołu "Waganci". W tym zespole stawiałam pierwsze piosenkarskie kroki, wylansowałam pierwszy przebój "Co ja w tobie widziałam?", a także znalazłam męża. Został nim Jarosław Kukulski, kierownik zespołu. — Czy dobrze jest, jeśli mąż i żona pracują w jednej branży, i to branży piosenkarskiej? — To jedyne wyjście, czy maż inżynier albo lekarz tolerowałby moje długie wyjazdy i powroty do domu z nagrań o trzeciej rano? — Ale są chyba jeszcze inne zalety takiego małżeństwa? — Przygotowanie piosenki wymaga częstych kontaktów z kompozytorem. Dobrze więc, jeśli kompozytorem jest mąż. Musi on ponadto się starać, aby dla żony przygotować jak najlepsze kompozycje. — Jak dotychczas jest Pani chyba zadowolona ze współpracy z mężem? - Oczywiście. Najlepsze moje piosenki, które zdobyły rynek, podobają się publiczności, plasują się na pierwszych miejscach na listach przebojów — to kompozycje męża. Wymienię kilka z nich: "Żeby szczęśliwym być", "Najtrudniejszy pierwszy krok", "Tyle słońca w całym mieście". Nie oznacza to jednak, ze nie śpiewam kompozycji innych autorów. Piszą dla mnie piosenki między innymi: Piotr Figiel, Marian Zimiński, Wojciech Trzciński. — Wokół zawodu piosenkarskiego narosło wiele mitów. Spróbujmy niektóre z nich obalić. Pierwszy z nich to taki, że prowadzicie życie beztroskie, podróżujecie za darmo po całym świecie. — Nie ukrywamy tego, że mamy okazję podróżować. Ja na przykład występowałam we wszystkich krajach socjalistycznych, a także w Austrii, RFN, Irlandii i Kanadzie. Zwiedziłam więc kawał świata, a najbardziej zafascynowała mnie Kanada. Ale nieprawdą jest, że podróżujemy ciągle, że na śniadaniu jesteśmy w Moskwie, a na obiedzie w Paryżu. Nasza codzienna rzeczywistość to nie Montreal, Tokio. Londyn, ale Wałcz, Pułtusk, Biłgoraj. Występuję w programie z zespołami "Sezam" i "Partita" i wraz z nimi odwiedzam miasta, miasteczka i wsie. Śpiewamy często w nieogrzewanych salach, sypiam w kiepskich hotelach, jadam w podłych restauracjach, czego dowodem jest moja aktualna kondycja fizyczna i psychiczna. — Czy potrzebna Pani ta włóczęga ? — Niestety, tak. Z występów w telewizji i radiu się nie wyżyje. Tantiem za wykonanie piosenek nie mam. Mąż je wprawdzie ma, ale nie są one zbyt wielkie. — Tu dochodzimy do kolejnego mitu. Czy rozbijając mity, że nie jesteście milionerami, nie tworzycie nowego mitu, że tak źle wam się powodzi? — Chcę być dobrze zrozumiana. Nie zarabiam źle, może nawet bardzo dobrze w stosunku do innych zawodów, ale proszę pamiętać, że mam ogromne wydatki związane z wykonywaniem zawodu. Na występ w telewizji, za który otrzymam najwyżej tysiąc pięćset złotych, muszę np. kupić sukienkę, która kosztuje więcej niż honorarium, a ktorą mogę tylko przez pewien okres wykorzystać na estradzie. W ciągłym pośpiechu, w gonitwie ze studia do telewizji, PAGART-u, radia muszę wydać nieraz nawet kilkaset złotych na taksówkę. — Z tego wynika, że nie ma pani samochodu. Czy przez snobizm, czy z braku środków? — Z braku środków, niestety. Kupiliśmy niedawno mieszkanie, któreqo nie zdążyliśmy jeszcze nawet urządzić. Planujemy kupno samochodu, bo jest on w naszej pracy niezbędny. Realizacja tego planu wymaga czasu i intensywnej pracy. — Czyli prawda o waszym zawodzie nie wygląda wcale różowo. — Ale ja bardzo lubię swój zawód, lubię się włóczyć po kraju, śpiewać do każdej publiczności. — Może krótko scharakteryzuje Pani swoje piosenki? — Śpiewam przede wszystkim utwory w stylu nowoczesnego popu, utwory melodyjne, szlagierowe, czyli tzw. przeboje, które podobają się najbardziej publiczności. Muszę się z tym liczyć, bo przecież śpiewam dla ludzi. Nic oznacza to jednak, że unikam rzeczy ambitniejszych, w których mogę wykazać się możliwościami interpretacyjnymi. — Czy przewiduje Pani w przyszłości kontynuowanie kariery w teatrze muzycznym bądź w operetce? — Operetka mnie nie interesuje. Teatr muzyczny tak. Wydaje mi się, że potrzeba u nas takich klasycznych musicalli, jak "Hair" czy "Jezus Chrystus Superstar". Być może powstaną takie u nas i chętnie w nich siebie widzę. — Co robi Pani w czasie wolnym? — Najchętniej czytam poezję, uwielbiam wiersze Leśmiana, Jasnorzewskiej - Pawlikowskiej, Herberta i Baczyńskiego. — Czy próbowała Pani kiedyś śpiewać poezję? — Kiedyś jako amatorka próbowałam, ale uważam, że jest to niestety, zubożenie poezji. — A Ewa Demarczyk robi to bardzo dobrze. — Oczywiście, ale twierdzę, że tylko ona z polskich piosenkarek, no może jeszcze Magda Umer potrafi dobrze śpiewać poezję Leśmiana, Tuwima, Baczyńskiego. — I ostatnie pytanie: Czytelnicy "Zarzewia" nie wybaczyliby mi, gdybym nie zapytał Panią o plany na przyszłość, o marzenia. — Bardzo niechętnie zdradzam swoje plany, aby nie zapeszyć. Zamierzam w najbliższym czasie wydać drugi longplay (pierwszy rozszedł się w ubiegłym roku), a także dwie pojedyncze płyty dla Wytwórni kanadyjskiej. Nagrałam kilka piosenek w radiu między innymi "Mój tylko mój", "Dzień nadziei". Mam nadzieję, że zostaną one życzliwie przyjęte przez radiosłuchaczy. Planuję w najbliższym czasie wyjazd do NRD, a może i gdzieś dalej, ale o tym nie chcę wspominać, by nie zapeszyć. A marzenia? Ostatnio nie czuję się najlepiej, życzę sobie przede wszystkim zdrowia.
Rozmawiał: ANDRZEJ SOWA
"Tyle słońca w całym mieście" - kiedy śpiewa Anna Jantar"
Anna Jantar jest obecnie jedną z najpopularniejszych polskich piosenkarek. Z muzyką związała się w czwartym roku życia, kiedy to zaczęła się uczyć gry na fortepianie."Sądziłam, że zostanę pianistką, jednakże moje drobne i małe ręce nie radziły sobie z utworami Chopina. Postanowiłam śpiewać, aby w żadnym wypadku nie zrywać kontaktu z muzyką" - wspomina Anna Jantar. Równolegle z nauką w liceum uczyła się w średniej szkole muzycznej. W tym czasie występowała też w kabarecie studenckim. W roku 1969, mając 19 lat, została solistką w zespole "Waganci", z którym występowała 2 lata. Wraz z zespołem wylansowała przebój - "Co ja w tobie widziałam". - Jak dawałaś sobie radę po rozstaniu z zespołem "Waganci"? - Pierwszy rok był dla mnie bardzo ciężki: W zespole udzielałam się anonimowo, a teraz musiałam pracować nad wyrobieniem sobie nazwiska i nad nowym repertuarem. Miałam momenty załamania i gdy wydawało mi się, że nic już ze mnie nie będzie, nagrałam piosenkę Jarosława Kukulskiego i Wiktora Leliwy - "Najtrudniejszy pierwszy krok". - Czy było to udane nagranie? - Wydaje mi się, że tak. Świadczy o tym popularność tej piosenki. Wcześniej nagrałam płytę - "czwórkę". Znalazły się na niej niezłe piosenki, ale jak okazało się - to nie było jeszcze to. W 1973 roku Anna Jantar wzięła udział w festiwalu opolskim, gdzie wykonała - "Najtrudniejszy pierwszy krok". ( Na ostatnim festiwalu zaprezentowała kompozycję Jarosława Kukulskiego i Janusza Kondratowicza - "Tyle słońca w całym mieście".) - Czy twój ostatni występ w Opolu był równio udany jak poprzedni? - Wystąpiłam w dniu premier, ale chyba niezbyt szczęśliwie wylosowałam numer pierwszy. Otwierałam więc koncert. Wykonywana przeze mnie piosenka stała się przebojem dopiero po festiwalu. - Twoje największe przeboje są dziełem Jarosława Kukulskiego. Czy to wynik stałej współpracy, czy tylko przypadek? - Pracujemy razem, ponieważ jest to dobry kompozytor, w życiu prywatnym zaś mój mąż, co wiele ułatwia. Nie oznacza to jednak, że nie wykonuję kompozycji innych autorów. Moja rozmówczyni często występuje poza granicami kraju. Odwiedziła kilkakrotnie NRD (gdzie śpiewała w programach telewizyjnych), Bułgarię, Czechosłowację, a w czerwcu 1974 r. reprezentowała nasz kraj na międzynarodowym festiwalu piosenki w Lublanie. Jakie wrażenia wywiozłaś z Jugosławii? - "Slovenska popevka" jest festiwalem piosenek jugosłowiańskich. Ten sam utwór wykonywany jest przez piosenkarzy miejscowych i zagranicznych. Spośród 50 zgłoszonych utworów w finale znalazło się dziesięć, a wśród nich piosenka śpiewana przeze mnie. Nie była to dobra kompozycja i dlatego wiele zależało od interpretacji. Bardzo się ucieszyłam, gdy zdobyła nagrodę. Nuty konkursowej piosenki otrzymałam dwa tygodnie przed festiwalem, a w kraju przecież trzeba było zrobić aranż, przygotować polski tekst, no i znaleźć najwłaściwszą jej interpretację. Poza konkursem prezentowałam kompozycję Jarosława Kukulskiego do słów Andrzeja Kudelskiego - "Żeby szczęśliwym być". Anna Jantar brała udział w ostatnim Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. Otrzymała nagrodę Polskich Nagrań, a fotoreporterzy uznali ją za Miss Obiektywu. W maju 1974 r. piosenkarka nagrała swoją pierwszą płytę długogrającą, na której znalazły się cztery piosenki Jarosława Kukulskiego oraz kompozycje Piotra Figla, Mariana Zimińskiego, Wojciecha Trzcińskiego, Marka Sarta i Janusza Sławińskiego. Jak sama oceniasz tę płytę? - Powinna być udana, gdyż przez rok starannie dobierałam repertuar. Piosenkarz liczy się dopiero od wydania longplaya, który staje się jego wizytówką. Najszerszej publiczności piosenkarka przedstawiła się w programie telewizyjnym, zatytułowanym - "Najtrudniejszy pierwszy krok", emitowanym w lipcu 1974 r. Od września tegoż roku Anna Jantar współpracuje z grupą wokalno - instrumentalną "Sezam". - Najwyższy czas, abyś scharakteryzowała piosenki, które wykonujesz. - Śpiewam piosenki w stylu nowoczesnego popu. One najlepiej trafiają do odbiorcy; podobają się młodzieży i osobom starszym. Wykonuję najchętniej utwory melodyjne, szlagierowe, co nie oznacza, że unikam piosenek ambitniejszych, w których mogę wykazać się swoimi możliwościami interpretacyjnymi. - Słuchając twoich nagrań odniosłem wrażenie, że unikasz piosenek bardziej nowoczesnych? - Chciałabym takie śpiewać; zresztą przed kilku laty wykonywałam utwory z repertuaru Arethy Franklin, która obok Dionne Warwick należy do moich najbardziej ulubionych wokalistek. Publiczność domaga się jednak typowych przebojów. Najlepiej czuję się w piosenkach w stylu, który nazywam "bacharachowskim". Nagrałam trzy kompozycje, których aranż i melodyka przypominają klimat utworów Burta Bacharacha. Współpracuje ze stałą grupą autorów, do której należą: Kuryło, Kudelski, Konopiński, Ścisłowski i Kondratowicz. Piszą oni na ogół teksty do gotowej już muzyki. - Interesuje mnie, a zapewne i Czytelników także, twoja opinia o polskiej piosence. Czy jest z nią naprawdę aż tak źle? - Wydaje mi się, że zmienia się na lepsze. Jest coraz więcej dobrych piosenek. Natomiast festiwale, których celem jest ich propagowanie, absolutnie nie spełniają swojej roli. Konieczne są generalne zmiany. Festiwale zatraciły swoją spontaniczność i entuzjazm; przestały być zabawą dla publiczności i wykonawców. - Kończąc rozmowę pragnąłbym, abyś poinformowała Czytelników, czego oczekujesz w najbliższej przyszłości? - Otrzymałam propozycję wzięcia udziału w programie telewizji NRD, zatytułowanym "Studio Przebojów". Prawdopodobnie wystąpię również w berlińskim Friedrichstadt Palast. Zaproszono mnie na festiwale piosenki w Budapeszcie, Irlandii i Austrii. - Dziękuję i życzę wszystkim, aby Anna Jantar w przerwach między wojażami raczyła nas dobrymi piosenkami w kraju.
Rozmawiał: MAREK WERNIK
"Dwoje na estradzie"
To małżeństwo tworzy tandem również w życiu zawodowym. Postanowiliśmy więc zadać te same pytania Annie Jantar i Jarosławowi Kukulskiemu. Annę Jantar znają wszyscy sympatycy piosenki. Jarosław Kukulski zwyciężył w ubiegłym roku w plebiscycie czytelników PANORAMY, zdobywając tytuł najlepszego kompozytora roku. - Jaki to był rok dla was obojga? ANNA JANTAR: Mniej pomyślny niż poprzedni. Sporo spraw zaplanowanych nie doszło do skutku. Poza tym - nieudane wakacje. Wreszcie po kilku latach udało mi się "wyrwać" z rodziną i sam pan przecież wie jaka była pogoda. Jedyną pociechą była nasza córeczka Natalia; zaczęła chodzić, mówić. Pracy mnóstwo... nagrałam trzecią płytę, ale to wszystko było jeszcze nie to... JAROSŁAW KUKULSKI: Nie był to najszczęśliwszy rok. Po prostu w sensie zawodowym mniej obfity w dorobek twórczy, zwłaszcza jeśli chodzi o piosenki, które zyskałyby wyraźną popularność. Był to dla nas rok dość nerwowy. Niemniej udało mi się skomponować muzykę do filmu "Nie zaznasz spokoju" w reżyserii Mieczysława Waśkowskiego i kilka piosenek, z których największą popularność zyskała sobie: "Zawsze gdzieś czeka ktoś". W minionym roku także kilka piosenek dzięki operatywności Agencji Autorskiej stało się przedmiotem zainteresowania zagranicznych firm płytowych, m.in. w Wenezueli, Finlandii, RFN. U zagranicznych kontrahentów nadal największą popularnością cieszy się piosenka "Tyle słońca w całym mieście". - Czego poszukujecie w swoich utworach? - (A.J.) - Chyba siebie, tak... przede wszystkim siebie. Kiedyś, przyznaję, śpiewałam niekiedy "pod kogoś", dziś nie chciałabym nikogo naśladować. Proszę więc nie oczekiwać, że kiedyś będę śpiewała soul, czy rockowe ballady. To po prostu nie mój styl... - (J.K.) - Niektórzy przykleili mi już etykietkę "kompozytora szlagierów". To niezupełnie tak... Piszę różne formy muzyki rozrywkowej, ale staram się swoje utwory tak konstruować, aby dzięki melodii trafiały do wszystkich odbiorców, a jednocześnie "oprawiać" je w takie ramy, by mogły liczyć na uznanie profesjonalistów muzyki rozrywkowej. Są to sprawy niezmiernie trudne do pogodzenia... - Czego więc oczekujecie w roku 1978? - (A.J) - Więcej spokoju, bardziej udanego lata, odrobiny czasu dla siebie, dla domu. Od stycznia przygotowuję nowy program z nowym zespołem. Również w styczniu nagrywałam program dla STUDIA-2, później mam nagrania swojej płyty w Republice Federalnej Niemiec. W kwietniu wyjeżdżam do USA. Wcześniej jeszcze będę nagrywała płytę dla czeskiego SUPRAPHONU płytę z przebojami w wersji angielskiej. Planów jest więc sporo, ale z natury jestem dość powściągliwa i o tym, co będę robić za jakiś czas wolę na razie nie mówić. - (J.K) - Chciałbym spróbować formy musicalowej; na ten temat rozmawiałem już z kilkoma autorami. Jeśli doczekam się ciekawego libretta — to na pewno całkowicie w to się zaangażuję. Mam też nadzieję, że w roku 1978 wyjadę ponownie do Kanady, a także pozałatwiam sprawy związane z moim kontraktem w RFN - owskiej wytwórni "Electrola". - Jak widzicie siebie za dziesięć lat? - (A.J) - Za dziesięć lat nie będę jeszcze tak starą osobą, żeby wycofywać się z estrady, myślę jednak, że w tym czasie będę więcej czasu poświęcać domowi. - (J.K) - Tak daleko moja wyobraźnia nie sięga. Najprawdopodobniej będę miał znacznie bogatsze doświadczenia twórcze. Poza tym będę musiał znacznie więcej pracować, by wytrzymać konkurencję na rynku krajowym. Mam tu na myśli nowych młodych kompozytorów polskich, których jest już w tej chwili spora gromadka, a za dziesięć lat na pewno się powiększy. Ponieważ ostatnio bardzo mnie interesuje muzyka filmowa, mam też nadzieję, że za dziesięć lat będę bogatszy w dorobek i w tej dziedzinie.
Rozmawiał: JANUSZ WEGIERA
"Przyjaźń" - Anna Jantar
Razem z Jarosławem Kukulskim znani są Państwo jako małżeństwo piosenkarsko - kompozytorskie. Może zechciałaby Pani powiedzieć cokolwiek o swym życiu prywatnym? - Jestem chyba żoną i kobietą nietypową. Nie lubię gotować, chociaż ze względów praktycznych bardzo chciałabym nauczyć się. Nawet bardzo się staram. Ale nie potrafię siebie ocenić, nie wiem, czy jestem dobrą, czy złą żoną. - Jakie ma Pani zainteresowania? - Poza muzyką, interesuję się przede wszystkim teatrem. Chciałam kiedyś studiować w szkole teatralnej, zdałam nawet egzaminy, ale później wszystko się rozwiało. Zaczęłam współpracować z "Wagantami", jeździć z "Estradą", występować za granicą (również w Związku Radzieckim) i do szkoły teatralnej już nie wróciłam... - Czy muzyka, a piosenkarstwo szczególnie, zaspokajają Pani zawodowe ambicje? - Nie zawsze, niekiedy czuję niedosyt, brak czegoś. W grudniu 1972 roku uzyskałam dyplom zawodowej piosenkarki, który upoważnia do występowania w teatrach muzycznych. Dostałam nawet propozycję współpracy w Teatrze "Syrena", ale nie skorzystałam z oferty. Uważam, że na to jeszcze za wcześnie, chociaż moim marzeniem jest stała scena, wielki music - hall. - Ostatnio często występuje Pani w NRD. - Zaczęło się to przed rokiem. W lipcu, zaraz po Opolu, zaproszono mnie do udziału w Światowym Festiwalu Młodzieży i Studentów w Berlinie. To był mój pierwszy wyjazd. Występowałam tam razem ze "Skaldami", Danielem, "Amazonkami" i baletem Stołecznej Estrady, a towarzyszyli nam czołowi niemieccy soliści. Właśnie podczas Festiwalu dostałam kilka propozycji. Obecnie jeżdżę do NRD bardzo często, przeciętnie dwa razy w miesiącu. Występuję przeważnie w telewizji. Dokonałam też kilku nagrań, wśród nich dwóch polskich piosenek — "Najtrudniejszy pierwszy krok" i "Żeby szczęśliwym być" w języku niemieckim. Niektóre z nich stały się przebojami, jak chociażby niemiecka piosenka "Twoje oczy obiecują siódme niebo" z polskim tekstem A. Kudelskiego. Najczęściej odwiedzam Berlin, Rostock, Frankfurt. Występowałam też w Bułgarii, Czechosłowacji, w Jugosławii — na festiwalu w Lublanie. Podczas tego festiwalu udało mi się wprowadzić swoją piosenkę do finału. Obecnie mam zaproszenie na Festiwal Piosenki do Budapesztu, który odbędzie się w lutym przyszłego roku, a także kolejne propozycje nagrań. Być może uda mi się również wyjechać do Hiszpanii. - Z racji małżeństwa ma Pani możliwość bliskiego kontaktu z kompozytorem. Czy mogłaby Pani scharakteryzować warsztat kompozytorski męża? - Jarek to chłopak cierpliwy i szalenie uparty. Ma bardzo dobre podstawy, ukończoną poznańską PWSM. Potrafi godzinami siedzieć przy fortepianie. Jeśli pisze dla mnie, jednocześnie ze mną przygrywa, próbuje. Uważam, że podczas komponowania piosenki powinna istnieć współpraca między kompozytorem i wykonawcą i tak właśnie jest w naszym przypadku. Oczywiście współpracuję z wieloma kompozytorami, ale głównie z nim... - A czy mąż woli pisać muzykę do gotowego już tekstu, czy odwrotnie? - Jeżeli dostanie bardzo ciekawy tekst, woli pisać muzykę do tekstu, bo tekst narzuca mu klimat utworu. Jeżeli natomiast pisze piosenki przebojowe — woli wpierw skomponować muzykę, bo w tym przypadku muzyka jest nieporównanie ważniejsza niż tekst. Niekiedy jednak jego kompozycje powstają przypadkowo, wymyśli sobie jakąś piosenkę w zupełnie nieoczekiwanej sytuacji. "Pierwszy krok", na przykład, wymyślił w autobusie. Ponieważ długo jechaliśmy, żeby przypadkiem nie zapomnieć melodii, przez dwie godziny wbijaliśmy ją sobie w głowę. - Piosenki Pani można najczęściej usłyszeć w radiu, w telewizji... - Nagrałam niedawno long - play'a, który ma się ukazać we wrześniu. Znalazły się na nim kompozycje Piotra Figla, Wojciecha Trzcińskiego, Mariana Ziemińskiego, Marka Sarta, Janusza Sławińskiego i oczywiście... Jarosława Kukulskiego.
Rozmawiał Janusz Urban
"Marzenia Anny"
W Grand Hotelu w Sopocie umówiłem się na spotkanie ze znaną i lubianą piosenkarką, laureatką wielu konkursów i festiwali Anną Jantar. Poprosiłem o wywiad dla Czytelników "Wiadomości Elbląskich".
- Proszę powiedzieć, jakie jest pani marzenie? - Moim marzeniem jest zrobić dobry program estradowy typu show, w którym nie tylko śpiewałabym piosenki znane z radia i telewizji, ale gdzie mogłabym się wykazać bardziej wszechstronnie. - Jaki był pani największy sukces międzynarodowy? - Takiego jeszcze nie było. Ale spośród dotychczasowych, to są chyba konkursy, a wśród nich w Castlebar, gdzie w bardzo silnej obsadzie zajęłam III miejsce. Mimo wszystko, najwyżej cenię Międzynarodowy Festiwal Piosenki w Sopocie, w którym zdobyłam nagrodę. - Będzie pani jeszcze uczestniczyć w sopockim festiwalu? - Proponowano mi, ale w konkursie nie chcę już śpiewać. Uważam, że mam to już poza sobą, pozostają miłe wspomnienia, miłe wrażenia. Nie chcę ich psuć. Jeżeli zaproponują mi udział w koncercie poza konkursem, to chętnie wystąpię. - Ile czasu upłynęło od nagrania pierwszej płyty? Jak pani ocenia ją teraz? - Pierwszą płytę nagrałam w 1974 roku, ukazała się w 1975 r. Jak ją oceniam? Muszę szczerze przyznać, że tę pierwszą płytę darzę o wiele większym sentymentem niż następną. Wcale nie dlatego, że piosenki są na niej lepsze, ale było to dla mnie ogromne przeżycie. Przecież to moja pierwsza płyta... - Jest pani częstym gościem w NRD. Jakie są różnice w pracy piosenkarza niemieckiego i polskiego? - Moim zdaniem rozrywka stoi tam na dużo wyższym poziomie niż nasza. Oni mają mnóstwo programów estradowych, które nie są tak przypadkowe jak nasze. Jeden program telewizyjny przygotowuje się tam co najmniej tydzień. Każdy dostaje scenariusz, wie konkretnie, jaki jest jego udział w programie, wie co ma robić. - Co pani czuje, kiedy publiczność oklaskuje panią na koncertach? - Jest mi szalenie miło. - Jak pani godzi pracę, częste wyjazdy z obowiązkiem wychowania córki? - Jest mi szalenie przykro, że tak mało się nią zajmuję. Ale cóż na to poradzę, taki mam zawód. Ona też będzie się musiała z czasem z tą sytuacją pogodzić, aczkolwiek początkowo być może nie będzie tego rozumiała. Ludzie twierdzą, że w naszym zawodzie nie stać nas na taki luksus, jakim jest życie prywatne, dziecko. A ja uważam, że stać nas na to - tylko trzeba jakoś umiejętnie pogodzić te dwie sprawy. Mam świadomość tego, że dziecku trzeba poświęcać więcej czasu. - Co pani robi najchętniej w chwilach wolnych? - Obecnie mam tak mało wolnego czasu, że to co mi jeszcze pozostaje, poświęcam córce. A wieczorami, gdy ona już śpi, bardzo chętnie idę do teatru. - Jaka jest pani zdaniem najwłaściwsza droga do kariery? - Nie wiem, nigdy kariery nie zrobiłam. Nie lubię tego słowa. - Czy współpracuje pani z choreografem? - Na ogół nie, ale robiłam do tej pory cztery programy, w których reżyserzy podchodzili do tego bardzo profesjonalnie. Najmilej wspominam program estradowy pt. "Najtrudniejszy pierwszy krok" z Partitą i Sezamem. Program ten przygotował w całości Zbyszek Czeski. - Krąży wśród piosenkarzy przekonanie, że wywiady prasowe skupiają się wokół kilku schematycznych pytań. Co chciałaby pani powiedzieć od siebie bez pytań? - O nas się mówi, o nas się pisze. Na ogół mówi się o nas źle, że to, co robimy, to niby chała itd. Niestety, jest w tym bardzo dużo racji, ale dlaczego nikt nam nie pomoże, żeby było lepiej? - Najbliższe plany? - Trzymiesięczne tournee po Stanach Zjednoczonych. - Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: MAREK SKOKOWSKI
|