W przeszłości na rynku ukazały się dwie książki poświęcone osobie Artystki. Pierwsza, autorstwa Marioli Pryzwan – "Słońca jakby mniej... Wspomnienia o Annie Jantar, ukazała się w 1994 r. Doczekała się w sumie jeszcze dwóch wznowień - rok później i w 2000 r. Kolejna praca, wydana w 2008 r., a napisana przez ks. Andrzeja Witko, cieszyła się równie dużym powodzeniem. Pozycji, w których poświęca się miejsce osobie Piosenkarki, znaleźć można jednak więcej. Nie są one co prawda tak obszerne, jak te przywoływane powyżej, jednak świadczą one o istnieniu tej Osoby na tle pewnej epoki, o której pamięć pozostaje niezwykle intensywna do dnia dzisiejszego.
Po raz pierwszy nazwisko ANNA JANTAR pojawiło się na antenie radiowej podczas emisji piosenki "Najtrudniejszy pierwszy krok". Było to w roku 1973. Potem jak z rogu obfitości posypały się kolejne piosenki, które dzięki bezpretensjonalnej, lecz sugestywnej interpretacji Anny Jantar stały się polskimi - i nie tylko - przebojami. Któż z nas nie śpiewał takich kompozycji, jak: "Tyle słońca w całym mieście", "Żeby szczęśliwym być", "Witaj mi", "Gdzie nie spojrzę wszędzie ty". Faktem niezaprzeczalnym jest, że piosenkarka cieszy się ogromną popularnością, wojażuje po świecie odbywając tournee artystyczne i zbiera laury za swój kunszt wokalny. Jest na pewno jedną z tych nielicznych polskich piosenkarek o ugruntowanej pozycji u publiczności, których kariera nie jest czymś przypadkowym, lecz konsekwentną realizacją zamierzeń artystycznych w ramach pop music. Nagrała dotychczas kilka małych płytek oraz jedną długogrającą płytę ("Muza" SXL - 1089), która jest wizytówka piosenkarki Anny Jantar. Longplay ten warto zatrzymać w swej kolekcji.
Krzysztof Wodniczak
(fragment rozdziału "Jantarowy portret" z przygotowanej do druku książki "PIOSENKOWANIE NA CO DZIEŃ")
"Gwiazdy muzyki rozrywkowej" - 1977 r.
ANNA JANTAR
Zadebiutowała w 1968 roku, zdobywając wyróżnienie na Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. W następnym roku, będąc już solistką zespołu Waganci, wylansowała swój pierwszy szlagier "Co ja w tobie widziałam". Występowała na festiwalach w Irlandii, Austrii i Jugosławii. Posiada dwie "Złote Płyty" ("Najtrudniejszy pierwszy krok" i "Za każdy uśmiech"), a w planach ma nagrania dla zachodnioniemieckiej wytwórni "Electrola". Zna ją dobrze publiczność wszystkich krajów socjalistycznych, koncertowała w USA, Kanadzie, RFN. Ostatnio współpracuje z grupą Pressing. Jej największe przeboje: "Najtrudniejszy pierwszy krok", "Tyle słońca w całym mieście", "Żeby szczęśliwym być", "Za każdy uśmiech".
"Kronika śmierci przedwczesnych" - Piotr Sarzyński, Maja Wolny; "ISKRY" - 2000 r.
ANNA JANTAR
PRZERWANY LOT
(1950 - 1980) - urodziła się w Poznaniu jako Anna Maria Szmeterling. Współpracę z teatrami studenckimi rozpoczęła mając siedemnaście lat, rok później odniosła pierwszy indywidualny sukces - otrzymała wyróżnienie na krakowskim Festiwalu Piosenki Studenckiej. W 1970 roku, występując z prowadzonym przez męża zespołem Waganci, wylansowała pierwszy przebój "Co ja w tobie widziałam". Od 1972 roku występuje już pod pseudonimem artystycznym Anna Jantar. Rok później otrzymała nagrodę publiczności na festiwalu w Opolu. Przywoziła laury z festiwali w Lublanie, Irlandii, Austrii, Dreźnie, Sopocie, Helsinkach. Nagrała cztery płyty długogrające. 27 grudnia 1979 roku Anna Jantar wyjechała na tournee do USA. Odlatywała jako jedna z największych gwiazd polskiej estrady, uwielbiana przez publiczność, obsypywana nagrodami. Rok kończył się dla niej szczęśliwie: piosenka "Nic nie może wiecznie trwać" została wybrana w plebiscycie radiosłuchaczy Studia Gama na piosenkę roku 1979. Pobyt w Stanach Zjednoczonych to miała być taka dobrze płatna chałtura - występy w klubach polonijnych w Chicago i New Jersey. Bardzo cieszyła się z podróży. Ojcu zwierzyła się jednak, że to będzie jej ostatni zagraniczny wyjazd. Te słowa po dwóch miesiącach okazały się prorocze, choć na pewno nie taki sens chciała im nadać. 14 marca 1980 roku samolot rejsowy IŁ 62 "Kopernik" z Chicago, z Anną Jantar na pokładzie, doleciał wprawdzie do Warszawy, ale nie wylądował, tylko rozbił się kilka kilometrów przed lotniskiem. Wszyscy pasażerowie zginęli. Nie miała lecieć tym samolotem, jej powrót planowany był dziewięć dni później. Zmieniła rezerwację, bo bardzo spieszyła się do rodziny, a przede wszystkim do ukochanej córeczki Natalii. Na dziesięć dni przed odlotem z USA pisała do niej: "Będziemy cieszyć się Tobą przez całe życie". Ciekawe, że jej dziadek zginął tragicznie i w pewnym sensie podobnie (wszedł na szklany dach hotelu w Krotoszynie, który zawalił się pod ciężarem), gdy jego córka, a matka Anny Jantar także była malutką dziewczynką.
Była uwielbiana przez publiczność. W jej pogrzebie wzięło udział czterdzieści tysięcy osób.
Jej śmierci towarzyszyło zresztą więcej proroczych wydarzeń, zapowiedzi, zbiegów okoliczności. Dziś, z perspektywy czasu, wydaje się, że wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że może stać się coś złego. Najczęściej przypominany to wielki przebój Anny Jantar z ostatniego roku jej życia "Nic nie może przecież wiecznie trwać/co zesłał los, trzeba będzie stracić". Złowróżbnych piosenek miała zresztą w swym repertuarze więcej, wyglądało to, jakby kusiła los. Na przykład "tylko mnie poproś do tańca" ze słowami: "Tak krótko trwa życie moje (...), zanim wybije mój czas, w którym sie życie zatrzyma", oraz "Tak dobrze mi w białym", "Spocząć"... Mariola Pryzwan w książce "Słońca jakby mniej" zebrała wspomnienia najbliższych przyjaciół Anny Jantar. W wielu pojawia się ów tajemniczy motyw przeznaczenia. Wspomina Jerzy Millian: "To dziwne, ostatnia audycję dla TV Katowice kręciła na lotnisku. Śpiewała w samolocie... Nikomu nie przyszło do głowy, że nie wyemitujemy tego w przedziwnym czasie, bo jej nie będzie pośród żywych... Fragment tej audycji "poszedł" długi czas po tragicznej śmierci Anny w programie wspomnieniowym". Andrzej Mogielnicki: "Wiosną 1980 roku siedziałem na sesji w Lublinie z Budką. Pisałem teksty do ich płyty z dnia na dzień, pracowaliśmy jak w ukropie. Któregoś dnia przyniosłem kolejną piosenkę, której treść spotkała się z powszechną dezaprobatą. Napisałem o katastrofie lotniczej. "Skąd ci to wpadło do głowy! - wrzeszczeli. - To temat zupełnie wyssany z palca, u nas się nie zdarza!" Zmieniłem tekst, a dwa dni później ktoś przyleciał do studia z wiadomością, że pod Warszawą rozbił się samolot ze Stanów i że podobno leciała nim Anka". I jeszcze wspomnienie Jerzego Dąbrowskiego: "Kiedy odeszła, w Studiu Gama nadawano akurat jej ostatnią piosenkę "Pozwolił nam los". Gdy po raz pierwszy usłyszałem na końcu utworu śmiech Ani, nawet sobie pomyślałem, że jej powiem, by trochę go złagodziła, aby nie był tak drapieżny, tak wyzywający. Ania śmiała się jakby z odrobiną cynizmu. Dziś brzmi to, jakby szydziła z losu".
Niecały rok przed śmiercią piosenkarki. Anna Jantar i Maryla Rodowicz, dwie największe gwiazdy polskiej estrady.
Natomiast już po latach, w wywiadzie udzielonym "Kulisom", piosenkarka i przyjaciółka Anny, Halina Frąckowiak, mówiła: "14 marca w przedpołudnie spacerowałam po plaży Zalewu Szczecińskiego. Był wietrzny i pochmurny dzień. Odbierałam wówczas dziwne, tajemnicze sygnały. I właśnie w tym momencie pomyślałam o Ani. Ona już powinna wrócić. Zadzwoniłam do jej domu. Nikt telefonu nie odbierał". Dobrze zapamiętał także ów poranek Lech Konopiński, autor tekstów piosenek: "14 marca wczesnym rankiem wyruszyłem z żoną do Krynicy. Wcisnąłem kasetę z piosenkami Ani i rozmawialiśmy o jej powrocie do kraju (...) A potem włączyłem kasetę, na której Krzysztof Krawczyk przejmująco wykonywał utwór Jarosława Kukulskiego "To, co dał nam świat, niespodzianie zabrał los" ("Wiadomości dnia" z 15 marca 2000 roku). Wszyscy jej najbliżsi zgodni są, że w ostatnim roku przed śmiercią Anna Jantar się zmieniła. Spoważniała, stała się bardziej skupiona, zmieniła repertuar z lekkiego na bardziej ambitny. Ponad łatwy sukces zaczęła sobie bardziej cenić artystyczne poszukiwania. A równocześnie - żyła zachłannie, starała się w pełni korzystać z życia, nic nie uronić, wszystkiego doświadczyć. Jakby się spieszyła... Jej śmierć stała się wielkim, narodowym szokiem. Nie tylko dlatego, że była ulubienicą publiczności, że gdziekolwiek się pojawiała, witano ją entuzjastycznie, z prawdziwą życzliwością. Ale także dlatego, że dla wielu stanowiła uosobienie młodości, witalności, optymizmu. Odchodziła ta, która przecież niosła ludziom słońce, radość, wiarę, że warto żyć. Na pogrzeb przyszło czterdzieści tysięcy jej miłośników. Żegnano ją serdecznymi wspomnieniami pośmiertnymi w gazetach i piosenkami mającymi być hołdem złożonym jej talentowi. Jako jeden z pierwszych (w dwa miesiące po tej tragedii) pojawił się utwór Budki Suflera, napisany przez Andrzeja Mogielnickiego i Romualda Lipko, ze słowami:
Słońca jakby mniej dziś w mieście, Niebo jakby tuż przed deszczem, żegnaj nam, dziewczyno, Której głos nas grzał jak promyk złoty. Żegnaj nam, wiesz, gitara w ręku dziwnie drży, Gdy śpiewa o tym.
Później był jeszcze wzruszający utwór jej męża "Anna już nie mieszka tu", który wyciskał łzy wielu jej fanom, Ale w rok po śmierci artystki komentator "Ekranu" pisał: "I oto od chwili, gdy jej artystyczna kariera została tak tragicznie przerwana, pojawiły się dwie, trzy wzmianki rozsypane po prasie. O Annie Jantar mówiło się sporo, lecz głównie prywatnie, po domach. Środki masowego przekazu lakonicznie zapewniały: jej piosenki są ponadczasowe, przetrwają lata. A w ciągu następnego roku pojawiły się na antenie radiowej zaledwie kilka razy". I tak było przez kolejne lata. Z jednej strony działały nadal liczne jej fankluby, między innymi w Warszawie, Bydgoszczy, Poznaniu, Wrocławiu, Szczecinie, Puławach. W latach dziewięćdziesiątych na festiwalu piosenki w Opolu ustanowiono nagrodę jej imienia, wręczaną najlepszemu debiutantowi. Pamiętali i nucili jej piosenki ludzie. Z drugiej strony, rzadko można było usłyszeć je w radiu, prasa zaś przypominała sobie o niej tylko przy okrągłych rocznic tragicznego wypadku i kwitowała to nielicznymi, standardowymi wspomnieniami. W 1991 r., jedenaście lat po jej śmierci, pisano w "Tesa News" już bez sentymentalnej nuty. "Jej śmierć stała się pożywką dla magla. Jej życie dostarczyło materiału na porządny, przez nikogo nie zrealizowany film. Jej repertuar był poplątaniem gustów i pomieszaniem ambicji, artystycznym grochem z prowincjonalną kapustą. Jej sława przerosła popularność wszystkich jej konkurentek. Szkoda, że ona sama już nie żyje". Pamięć o niej ożyła jednak pod koniec lat dziewięćdziesiątych za sprawą świetnie rozwijającej się kariery estradowej jej córki, Natalii Kukulskiej. Narodziny nowej gwiazdy skłaniały do przypomnienia blasku gwiazdy jej matki. Ów renesans nasilił się szczególnie w 1999 roku, kiedy to Natalia Kukulska, wzorem Natalie Cole, córki słynnego muzyka Nat "King" Cole'a, przygotowała teledysk, w którym - dzięki technice komputerowej - zaśpiewała wraz z Anną Jantar jej wielki przebój "Tyle słońca w całym mieście". Wreszcie też - w dwudziestą rocznicę śmierci - uhonorowano pamięć piosenkarki specjalnym koncertem, w którym udział wzięli między innymi Maryla Rodowicz, Justyna Steczkowska, Daniel Olbrychski, Wojciech Mann i Krzysztof Materna.
Na estradzie zawsze uśmiechnięta, pogodna, pełna ciepła. Sopot 1976 roku.
Gdyby nie nagła śmierć, kariera Anny Jantar z pewnością trwałaby jeszcze bardzo długo, kto wie, może po dziś dzień. Choć bowiem piosenkarka zaczynała od repertuaru bardzo lekkiego i łatwego, to jednak świetnie wyczuwała potrzeby estradowej publiczności, potrafiła zmienić styl, szukała nowych brzmień, była otwarta na nowe pomysły. Podobno miała talent do śpiewania w obcych językach, być może pomogłoby jej to w zrobieniu międzynarodowej kariery. Czas jednak wiele zmienia. Przez wiele lat mówiło się: Natalia Kukulska? To córka Anny Jantar. Dziś coraz częściej usłyszeć można: Anna Jantar? To matka Natalii Kukulskiej.
"Alfabet Wiesława Komara - sportowcy, artyści, prominienci" - Wydawnictwo "Venus" - 1991 r.
Anna JANTAR
Poznaliśmy się na imprezie towarzyszącej Festiwalowi w Sopocie, kiedy występowaliśmy we wspólnym programie pt. "Żywy żurnal". Wtedy to Anna zaprzyjaźniła się z moją narzeczoną, obecnie żoną. Miła, urocza, koleżeńska, to wszyscy wiedzą. Na jednym koncercie Tadek Drozda padł ofiarą mojego dowcipu. Przy ostatniej piosence, kiedy wymieniał wykonawców, zamieniłem się miejscami z mężem Ani, Jarosławem Kukulskim i zasiadłem przy fortepianie. Drozda tymczasem mówił: - Akompaniował przy fortepianie i orkiestrę prowadził mąż Anny Jantar - tu Tadek odwrócił się i na mój widok dokończył: - Władysław Komar. To małżeństwo z Anną Jantar, które złączył Drozda, stanowiło potem pożywkę dla plotek o rozwodzie Kukulskiego z Anią.
Cała Ania Jantar (1950 - 1980)
Wojciech Mann - "RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą", Wydawnictwo Znak, Kraków 2010 r.
(...) Także Andrzej Stankiewicz poznał mnie kiedyś z młodziutką i jeszcze nieznaną Anną Jantar oraz jej mężem Jarkiem Kukulskim. Był początek lat siedemdziesiątych i obydwoje dopiero stawiali pierwsze kroki w Warszawie. Ania była uroczą, spokojną dziewczyną, bez reszty ufającą mężowi w sprawach artystycznych. Gorzej było ze sprawą tekstów - żadne z nich nie miało w tym kierunku inklinacji. Rynek muzyczny w Polsce, jakkolwiek o wiele wówczas uboższy, rządził się podobnymi jak dziś prawami - młody wykonawca bez widocznego dorobku miał małe szanse na repertuar autorstwa renomowanych twórców, co dawało sporą szansę takim osobnikom jak ja. Byłem osłuchany z zagranicznymi przebojami, a do tego jeszcze w większości wypadków rozumiałem ich teksty, co dawało mi pozycję poważnego specjalisty. Od słowa do słowa dogadaliśmy się jak piosenkarka z poetą i zacząłem coś tam dla Ani skrobać. Zawodowych twórców tekstów piosenek było wówczas może i sporo, ale w większości stanowili dość hermetyczną grupę, dzielącą skromny zaiksowy tort umiejętnie między siebie.
Wiesław Kot - "PRL - jak cudnie się żyło!" - "PUBLICAT" - 2008 r.
"Nic nie może wiecznie trwać"
W polskiej piosence pojawiła się nagle. I równie nagle zabrakło jej na estradzie. Zdążyła jednak wyśpiewać całe lata 70.
Podchody do Estrady
Nazwisko Szmeterling musiała zmienić, bo było zbyt trudne, by zapamiętała je masowa publiczność. Miała talent do fortepianu, ale w pianistyce nie mogła zrobić kariery - przeszkadzał zbyt mały rozstaw palców. Pozostawała piosenka - jej ciepły, pełen wrażliwości głos pasował do prostych, sympatycznych melodii. W 1968 roku spróbowała swoich sił na Festiwalu Piosenkarzy Studenckich w Krakowie, choć jako uczennica liceum nie miała do tego prawa. Jury jednak to nie przeszkadzało - zdobyła pierwszą nagrodę. Piosenkę usłyszał Jarosław Kukulski. Muzyk właśnie dobierał skład zespołu Waganci, poszukiwał solistki. Zaproponował młodej piosenkarce współpracę. Tyle że musiała tymczasem zdać maturę. W klasie maturalnej zaśpiewała z dużym sukcesem w poznańskim Radiu Merkury piosenkę "Po ten kwiat czerwony". Tuż po maturze pojechała na świnoujski festiwal studencki FAMA. Wróciła z nagrodą i przekonaniem, że właśnie zaczyna się jej ogólnopolska kariera. Waganci zabrali 19 - letnią Anię w pierwszą w jej życiu trasę koncertową. Do autobusu, którym mieli jechać, doprowadziła ją babcia. Prosiła Jarosława Kukulskiego, by zaopiekował się jej wnuczką. Zaopiekował się tak serdecznie, jak tylko potrafił. 15 sierpnia 1970 roku, w wieku 20 lat, Anna Maria Szmeterling wzięła z nim ślub.
GŁOS DEKADY GIERKOWSKIEJ W 1975 r. głównym wydarzeniem muzycznym lata był występ Anny Jantar na festiwalu w Sopocie. Staruszek świat okazał się wielkim hitem. To był czas największych triumfów piosenkarki. Gdziekolwiek się pojawiła – zawsze przyciągała tłumy fanów. Mawiano, że jest "głosem gierkowskiej belle epoque".
Melodyjna optymistka
Na powodzenie nie trzeba było długo czekać. Kukulski zajął się komponowaniem piosenek dla żony, odnoszącej coraz większe sukcesy. Napisał muzykę do utworu "Najtrudniejszy pierwszy krok", którym solistka zabłysnęła w roku 1973 na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Wtedy właśnie zaczęło się zjawisko nazwane później przez krytyków muzycznych "fenomenem Anny Jantar". Przeboje młodej gwiazdy od razu wpadały w ucho, teksty były nieskomplikowane, refreny łatwe do zapamiętania. A piosenki optymistyczne - takie, jak ich wykonawczyni.
Jantar błyszczy
A był to dopiero początek sławy. Latem 1974 roku w Opolu Anna Jantar wystąpiła z piosenką "Tyle słońca w całym mieście". To był przebój lata. Śpiewała go cała Polska. W 1979 roku wylansowała kolejny hit - tym razem z Budką Suflera - "Nic nie może wiecznie trwać". Nikt nie przypuszczał, jak okrutnie proroczy okaże się ten tytuł. W listopadzie 1979 roku dała się namówić na wyjazd do Stanów Zjednoczonych, gdzie dawała koncerty dla Polonii w Chicago i New Jersey. Największą furorę zrobiła właśnie piosenka "Nic nie może wiecznie trwać". Mogła za oceanem śpiewać dłużej, ale do Polski ciągnęła ją tęsknota za córeczką, która w czasie jej pobytu w Stanach skończyła cztery lata.
Kwiaty dla nikogo
Anna Jantar miała przylecieć z Nowego Jorku do Warszawy 14 marca 1980 roku. "Od rana wiał taki silny wiatr, który nie wiedzieć czemu bardzo mnie niepokoił". - opowiadał po latach Jarosław Kukulski. Tego dnia wraz z dzieckiem wyjechał po żonę na Okęcie. Mała Natalia trzymała bukiet kwiatów, który chciała wręczyć mamie. W południe samolot podchodzący do lądowania uległ awarii i runął na ziemię. Nikt z pasażerów nie przeżył. Anna Jantar zginęła, mając niespełna 30 lat. Nie zobaczyła już bukietu Natalii.
CÓRKA – NOWY ŚWIAT 3 marca 1976 r. Anna Jantar urodziła córeczkę. Stała się mniej beztroska, znacznie bardziej spoważniała. Mała Natalia była dla niej całym światem. Piosenkarka spędzała z nią każdą wolną chwilę. Takich chwil było jednak coraz mniej, ponieważ artystka została jedną z najpopularniejszych gwiazd estrady.
Tyle słońca...
W 1974 roku Anna Jantar wydała swój pierwszy album "Tyle słońca w całym mieście". Tytułowy utwór stał się piosenką roku. Ogromną popularność zdobyła wtedy też polska wersja przeboju "Jambalaya" w jej wykonaniu. Nie tylko w Polsce. W tym samym roku piosenkarka wzięła udział w festiwalu Cisco w Irlandii, na którym dostała nagrodę za piosenkę "Tak wiele jest radości".
Motyle, gondolierzy, kawiarenki
Wielką rywalką Anny Jantar była Irena Jarocka. Obie piosenkarki dysponowały ciepłym głosem i melodyjnym repertuarem. Jarocka wydała w Polsce aż siedem płyt. Jej przeboje: "Gondolierzy znad Wisły", "Motylem jestem" czy "Odpływają kawiarenki", podobnie jak piosenki Jantar, śpiewała cała Polska. Jarocka była jednak bardziej stonowana, stawiała na większą dystynkcję i elegancję.
Krzysztof Krawczyk, Andrzej Kosmala - "Życie jak wino" - QM Music, HAPRO Media Polska - 2010 r.
Jeszcze przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych za sprawą Jurka Dąbrowskiego nagrałem kilka piosenek z Jarkiem Kukulskim, ale nastąpił czas moich kłopotów telewizyjnych, potem emigracja i te piosenki nie trafiły w swój czas. Poza jedną - "To, co dał nam świat". Wbrew legendzie, nie jest to piosenka o śmierci Ani Jantar. Kiedy ta piosenka powstała, Ania jeszcze żyła. Nagrałem ten utwór i mówię do Jarka: smutny. Odpowiedział mi: To jest takie moje rozstanie z Anną. On to bardzo przeżywał. Piosenkę nagraliśmy w grudniu 1979 roku, kiedy Ania wylatywała dopiero do USA. Zanieśliśmy to nagranie do radia, ale piosenka nie wzbudziła większego zainteresowania. Piosenki o rozwodach nie były raczej lansowane... I przeleżała na półce, ale kiedy w marcu 1980 roku nastąpiła ta straszna tragedia, ktoś sobie o niej przypomniał, chyba był to Witold Pograniczny. Ja od początku byłem wrogiem tej piosenki. Intuicja? To za dużo. Po prostu przy zgraniu zastosowano tam taki trick techniczny - przyspieszono trochę taśmę i ja brzmię tam jak taki tenorek. Przez to przyspieszenie taśmy vibrato stało się takie drżące, bardziej płaczliwe. Byłem wtedy bardzo wściekły i po latach nagrałem nową wersję. Jarka Kukulskiego pamiętam jako człowieka, który dziś może być królem, jutro żebrakiem, pojutrze fabrykantem, a jeszcze pojutrze księdzem. Naturalnie się zachowywał, zawsze był sobą. Bardzo Anię kochał. Przeżyłem z nim noc po wypadku, piliśmy wódkę, mówił, że wciąż Anię czuje. Dawno tak nie płakałem, jak wtedy z nim, taka męska stypa. Wspominaliśmy niedawno spędzone razem wakacje w Ustce, mała Natalia bawiła się z moim Krzysiem. Z Anią też miałem znakomity kontakt. To była osoba pełna radości, uśmiechu. Umiała śpiewać, atakowała tak dźwięk, że ludzie jej wierzyli. A o to chodzi w śpiewaniu. Ludzie muszą odczuwać szczerość w głosie, a Ania te warunki spełniała. Szczęście od Boga, że kontynuuje to Natalka Kukulska, która do dziś nazywa mnie wujkiem. A jednak "to, co dał nam świat", niespodzianie zabrał los"... Tuż przed wysłaniem tej książki do druku Jarek nas opuścił. Do zobaczenia na lepszym świecie. Pozdrów Anię.
Wiesław Kot - "PRL - Czas nonsensu", "Publicat", 2007 r.
NIC NIE MOŻE WIECZNIE TRWAĆ Ulubienicą publiczności festiwalowej była Anna Jantar. Śpiewała proste i melodyjne kompozycje swojego męża, Jarosława Kukulskiego: Tyle słońca w całym mieście, Zawsze gdzieś czeka ktoś, Za każdy uśmiech. Zginęła w katastrofie lotniczej w marcu 1980 r., wracając z występów w Stanach Zjednoczonych.
Mikołaj Lizut, Andrzej Zawistowski - "Dekady". Tom 4. Lata 1975 - 1984, 2006 r.
Anna Jantar - jedna z najbardziej znanych polskich piosenkarek lat 70. Jej przeboje, takie jak "Tyle słońca w całym mieście", "Nic nie może przecież wiecznie trwać" czy "Najtrudniejszy pierwszy krok", przeszły do kanonu polskiej muzyki rozrywkowej.
Irena Jarocka – "Motylem jestem, czyli piosenka o mnie samej", Prószyński i S – ka, 2007 r.
(...) Czasami ludzie, zarówno w Polsce, jak i poza krajem, mówią do mnie "Pani Aniu". Przyzwyczaiłam się. Ania Jantar przez cały czas jest gdzieś obok mnie. Ludzie od początku nas mylili. Z daleka byłyśmy bardzo podobne - szczupłe, zgrabne dziewczyny z długimi ciemnymi włosami. Dopiero z bliska było widać, że mamy inne rysy twarzy. W dodatku nasze nazwiska zaczynały się na literę "J" i to również ludzi myliło. Miałyśmy też piosenki podobne w charakterze: lekkie, łatwe, przyjemne. Bywałam u niej w domu, poznałam jej mamę...
Przyjaźniłyście się?
To nie była wielka przyjaźń. Nie mam żadnej przyjaciółki od serca wśród koleżankę z branży, może poza Lusią Zamojską, której mogłam wszystko powiedzieć. Lusia śpiewała w zespole Partita, a potem w grupie aura, występowała z zespołem w moim programie telewizyjnym. To jedna osoba z branży, z którą mogłam sobie fajnie pogadać. Wobec pozostałych czułam jakiś dystans, nie umiałam się tak otworzyć. Z Anią rozmawiałyśmy najczęściej o sprawach zawodowych. Miewałyśmy wspólne przykrości. Na przykład był taki redaktor, który szalał w Lublinie, a karierę robił na tym, że krytykował wielkie gwiazdy. Uparł się na mnie i na Anię, byłyśmy jego "ulubienicami". Potem przeprowadził się do Białegostoku i tam uprawiał swój krytykancki proceder. Śmierć Ani była dla mnie wielkim szokiem. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że była mi tak bliska. Dotarło to do mnie, dopiero kiedy zginęła. Trochę tak, jakby część mnie samej odeszła. Wielu ludzi było przekonanych, że to ja zginęłam w tej katastrofie. Michał opowiadał, że w Stanach dzwonili do niego z wyrazami współczucia. Audycja Głos Ameryki i Radio Wolna Europa oficjalnie umieściły mnie na liście ofiar. W Warszawie zdenerwowana pani z radiotaxi nie chciała przyjąć ode mnie zamówienia, pomawiając mnie o żart, bo "przecież Jarocka nie żyje". Jakiś pan na mój widok ze zdziwieniem zapytał "to pani żyje!?". Kiedy Ania żyła, była między nami jakaś podświadoma rywalizacja, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Pewnie były też i pretensje, na przykład, że podrabia moje kostiumy, podobnie się ubiera. Ale to takie ludzkie sprawy.
A czy Anna Jantar mogła mieć o coś pretensje do pani?
Bardzo ją ceniłam, to była niezwykle zdolna, piękna dziewczyna i mogła jeszcze bardzo dużo zrobić. Nigdy nie doszło między nami do scysji. Może po cichu, może w czymś zawiniłam. Nie wiem. Wydawało się, że byłam wtedy idealna (śmiech). Lubiłam ją. Mogła mieć pretensje z powodu moich fanów. Fani Ani i moi bardzo ze sobą walczyli. Robili sobie jakieś brzydkie kawały. Czasami, gdy wychodziłyśmy razem z koncertów dochodziło do nieprzyjemnych sytuacji. Trochę podobna rywalizacja istniała między Marylą Rodowicz a Urszulą Sipińską, ale czy naprawdę tak było? A może to media i publiczność robili z tego większy problem, niż był w rzeczywistości. Niewykluczone, ludzie lubią ploteczki i kulisy z życia ludzi na świeczniku.
Praca zbiorowa – "Wielka Kolekcja – Historia PRL 1944 – 1989", tom XIX, Axel Springer Polska, 2009 r.
NIC NIE MOŻE WIECZNIE TRWAĆ
Zanim Anna Jantar wyruszyła w swoją ostatnią podróż, świętowała zwycięstwo w plebiscycie na przebój 1979 roku. Po katastrofie lotniczej 14 marca 1980 roku zrozpaczeni fani mówili, że piosenkarka "wyśpiewała sobie" śmierć. Na fali rozpaczy powstawały zadziwiające plotki o domniemanej ucieczce gwiazdy. Opowieści te okazały się tylko drobnym okruchem żywej i wciąż budowanej legendy "Bursztynowej Dziewczyny". Znajomi Anny Jantar wspominają tajemnicze zwiastuny jej śmierci. Romuald Lipko z Budki Suflera powiedział: Jeden z utworów, który potem Budka nagrała, pt. "Tyle z tego masz", miał być pierwotnie dla Anki i pierwotnie tekst opowiadał o katastrofie lotniczej. Szło to jakoś tak: "Na pasie startowym już światła migają..." Halina Frąckowiak, która dopiero po katastrofie otrzymała list wysłany do niej przez Annę z Ameryki, potraktowała go jako pozdrowienie z innego już świata. Szalone emocje budził też teledysk do utworu "Za wszystkie noce", w którym Anna wystąpiła jako pilot samolotu. Czyżby wiedziała, że wkrótce wyruszy, jak to "sobie wyśpiewała", tam, gdzie nas otuli wieczorną mgłą/nowy i nieznany ląd...? Bogdan Olewicz, autor tekstów piosenek, wspominał: W ciągu ostatnich miesięcy przed wypadkiem jej zachłanność na życie była tak wielka, że zacząłem się obawiać, czy nie zapadła na jakąś poważną chorobę, która temu życiu zagraża. (...) Emanowała z niej żądza życia, zabawy, pracy, odmiany znajomych, poznawania nowych miejsc, jakby chciała w jeden rok zaliczyć to, na co zwykle potrzeba czterech czy pięciu. Czyżby autor słów przeboju "Tylko mnie poproś do tańca" czuł się nieswojo po tym, jak zaproponował Annie tekst, który po tragedii zyskał nowy, niepokojący wymiar? Ty, co sny sam układasz do gry - śpiewała - myśli me znasz/I za nic masz szanse moje/Ty, co gwiazdy (słońca - przyp. P.) rozwieszasz, ty wiesz/Dobrze wiesz/Wszystko ma kres.
JAK W UPIORNYM KARNAWALE
Na lotnisku Kennedy'ego w Nowym Jorku 13 marca 1980 roku szalała śnieżyca. Odlot samolotu "Mikołaj Kopernik" się opóźniał. Wreszcie poproszono na pokład 77 pasażerów, wśród których znalazła się Anna Jantar - Kukulska. Dziesięcioosobową załogą dowodził doświadczony kapitan Paweł Lipowczan, który poprowadził trwający prawie 14 godzin lot. Podróż niemal do końca przebiegała planowo. Niemal, bo tuż przed lądowaniem, o godzinie 11,13, pilot poinformował wieżę kontrolną na Okęciu o trudnościach z sygnalizacją podwozia. Kilkadziesiąt sekund potem "Kopernik" rozbił się na dnie skutkiem lodem fosy przed XIX - wiecznym fortem wojskowym, zaledwie 950 metrów od lotniska. Nikt nie ocalał. Według relacji Jarosława Reszki, badacza tej katastrofy, zwłoki pilota znaleziono na placu między barakami mieszkalnymi, odległymi od fosy o kilkadziesiąt metrów. Nieco dalej, na nasypie, leżeli pozostali. (...) Wielu rozbitków przypominało śpiących ludzi. Niektórzy jedna w ostatnich chwilach musieli pojąć, że lecą na spotkanie ze śmiercią. Tych zabrała skulonych, z dłońmi kurczowo zaciśniętymi na poręczach i oparciach siedzeń, z nogami desperacko zapartymi w fotele. Na okolicznych drzewach i fortach, niczym w upiornym karnawale, wisiały sukienki, wstążki, strzępy niebieskich i pomarańczowych pontonów z wyposażenia samolotu. Ziemię przykrywały torby, torebki i portfele, wystawiając na pokusę nie tylko tłum gapiów, ale i milicjantów, którzy usuwali ich z miejsca wypadku. Kiedy ludzi oczekujących na przylot "Kopernika" powiadomiono o katastrofie, rozpoczęła się nowa tragedia. Nad omdlałymi czuwali lekarze, pozostałych ratowano środkami uspokajającymi kawą, koniakiem. Wtedy na lotnisku, tuż po katastrofie, w tym zamieszaniu, wśród płaczących ludzi, nie rozumiałam, co się stało - opowiedziała po latach córka piosenkarki Natalia Kukulska. - Pamiętam, jak babcia wyrwała mi z rak bukiet frezji i rzuciła je na ziemię.
NIEUTULENI W ŻALU
Jarosław Kukulski, mąż Jantar, wspominał dramat oczekiwania: Katastrofa i osiem dni czekania na nieodwołalną pewność, że Ania nie żyje. Osiem dni, bo w liniach lotniczych nie wiedzieli. Nie mogli jej znaleźć. Dotarli do ciała Ani na samym końcu. To był szok. Ciało Anny Jantar rozpoznano dzięki naszyjnikowi, który miała na sobie, gdy wracała z USA, by - jak chcą niektórzy - rozstrzygnąć kwestie rodzinne i "rozpocząć wszystko od nowa". Te niepotwierdzone informacje stały się pożywką dla plotek na temat katastrofy. Szeptano, że Jantar została porwana tuż przez odlotem "Kopernika", a nawet że- wiedząc o bombie znajdującej się w samolocie - uciekła, by potem poddać się operacji plastycznej i zniknąć. Anna Jantar - Kukulska została pochowana 25 marca 1980 roku na Cmentarzu Wawrzyszewskim w Warszawie. Na jej pogrzeb przybyło 40 tysięcy ludzi. Mało kto skrywał łzy.
LEGENDA, KTÓRA TRWA
Po tragicznej śmierci Anny Jantar zespół Budka Suflera dedykował jej piosenkę "Słońca jakby mniej", która znalazła się na wydanej w 1980 roku płycie "Ona przyszła prosto z chmur". Słowa tego utworu to nie tylko wyraz żalu po odejściu dziewczyny, której głos nas grzał, ale i nawiązanie do piosenek, które śpiewała. Słońca jakby mniej dziś w mieście/Niebo jakby tuż przed deszczem - o tym śpiewała z Budką Suflera cała Polska. W 1984 roku, 10 lat po tym, jak Jantar odbierała nagrodę podczas festiwalu w Opolu, ustanowiono wręczaną odtąd na tej imprezie nagrodę jej imienia. Od śmierci artystki wydano ponad 20 składanek z piosenkami, którymi zasłynęła. Niektóre utwory z tych płyt śpiewają tacy artyści, jak np. Eleni, Mietek Szcześniak, Anna Maria Jopek, Justyna Steczkowska i Kasia Nosowska. Na inne albumy składają się oryginalne nagrania piosenkarki i utwory dla dzieci w wykonaniu Anny i jej dorosłej córki Natalia Kukulska w 2000 roku zorganizowała wielki koncert poświęcony pamięci matki.
Praca zbiorowa - "Kobiety niezapomniane", PWN, 2010 r.
ANNA JANTAR
10.VI.1950 Poznań - 14.III.1980 Warszawa
Piosenkarka, jedna z największych gwiazd estrady. Matka piosenkarki Natalii Kukulskiej. Urodziła się w Poznaniu jako Anna Maria Szmeterling i tam ukończyła średnią szkołę muzyczną. Karierę artystyczną rozpoczęła w 1968 roku. Wyszła za mąż za kompozytora Jarosława Kukulskiego i w 1972 roku rozpoczęła karierę solową jako zawodowa piosenkarka estradowa. Anna Jantar. Zdybowała wiele nagród i wyróżnień, cieszyła się ogromną sympatią publiczności. Wspaniale śpiewała, potrafiła czarować swoim głosem, nie naśladowała nikogo i była piękną kobietą. Zginęła w katastrofie lotniczej w pobliżu Warszawy.
Była tylko piosenkarką
Żyła niecałe trzydzieści lat, a śpiewała zawodowo tylko przez dziesięć. Od jej śmierci minęło w marcu tego roku 30 lat, a ciągle jest jedną z największych gwiazd polskiej estrady. Dlaczego? Miała w sobie to "coś". Dawała ludziom nie tylko swoje piosenki, dawała całą siebie.
Ostatni raz widziałam Anię w końcu grudnia 1979 roku. Następnego dnia miała lecieć do Stanów Zjednoczonych, ale zdążyła jeszcze wpaść do radiowej Jedynki, do Czterech Pór Roku. Stała w holu, czekając na Andrzeja Matula, ubrana w piękne białe futerko i czarne, obcisłe skórzane spodnie. Chciałam podejść i powiedzieć jej, że trzeba mieć odwagę, żeby - będąc królową popu - nagle pójść w stronę rocka. Chciałam jej powiedzieć, że to świetnie, że wyszła ze swojej szufladki i zaczęła pracować z Budką Suflera. Pogratulować, że Nic nie może wiecznie trwać zostało piosenką roku. Nie zdążyłam. Andrzej przyszedł i zabrał ją do studia. Tylko pomachałam ręką, a Anka uśmiechnęła się i zawołała: - "Zobaczymy się w przyszłym roku". Miała piękny uśmiech, ale gdzieś w kącikach oczu czaił się jakiś smutek. Prawie wszyscy, którzy ją znali, mówią o tym smutku, który gdzieś w niej tkwił. Jarek Kukulski po latach powiedział, że wielokrotnie się nad tym zastanawiał - może przeczuwała swój los.
Kolejne zawirowania wokół Polskiego Radia sprawiły, że mogłam powrócić na antenę Jedynki. Ponad półtora roku mnie nie było, więc przed pierwszymi audycjami towarzyszyła mi ogromna trema, zupełnie jakbym była debiutantką, a nie "słogiem", który całe życie przepracował w radiu. Potwornie mi zależało, żeby te programy były super, żeby były wyjątkowe...
Miałam powtórnie zadebiutować w sobotę 14 marca 2009 roku, dokładnie w 29. rocznicę śmierci Anny Jantar. Traf zesłał mi więc temat. Wiem, jak bardzo słuchacze Jedynki ją kochają, zaprosiłam więc do radia Natalię Kukulską, żeby razem powspominać jej mamę. Był jednak pewien problem: rokrocznie tego właśnie dnia fani Anki spotykają się przy jej grobie. Natalia uważa za punkt honoru, żeby tam być. Powiedziała więc: jak zdążę, to wracając z cmentarza, wpadnę do ciebie do studia, ale niczego nie mogę obiecą, bo z Wawrzyszewa na Mokotów daleko, a audycja tylko do 15:00.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy parę minut po 14.00 przyjechali do radia: mama Ani, pani Halina Szmeterling, Jarek Kukulski i Natalia z dziećmi: Anią i Jasiem. Dzieci natychmiast wpadły do studia i oświadczyły, że chcę wystąpić razem z mamą. I to był ich antenowy debiut! Natalia opowiadała o ludziach, którzy co roku przychodzą na cmentarz i wcale ich nie ubywa, dołączają nowi. Zapalają znicze, przynoszą kwiaty, wspominają... Mała Ania chwaliła się miniaturową różową torebką, którą podarował jej jeden z wielbicieli babci, właśnie dzisiaj na cmentarzu, a potem zaczęła śpiewać Tyle słońca w całym mieście. Jaś zapewniał, że też zostanie muzykiem, z tym, że on nie będzie kompozytorem jak dziadek, a perkusistą, jak tata Michał. Cały czas napływały smsy od słuchaczy, którzy pisali, że jeśli Ania patrzy na to wszystko z góry, to musi być szczęśliwa, że ma taką wspaniałą córkę i wnuki i że wszystkich jednoczy muzyka. I że nigdy, przenigdy nie zapomną o Annie Jantar.
Sopot 1976. Anna Jantar podczas występu
Pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałam Ankę. Śpiewała wtedy z zespołem Waganci, jeszcze jako Anna Maria Szmeterling. Sławek Pietrzykowski, jedyny poważny realizator dźwięku, który wtedy nagrywał wszystkich "szarpidrutów" z całej Polski, przepowiadał jej wielką karierę. To był rok 1970, zaczynałam pracę w radiowym Młodzieżowym Studiu "Rytm", a na naszej antenie królował przebój Co ja w tobie widziałam. Zobaczycie - mówił Pietrzykowski - to będzie wielka gwiazda, tylko powinna zacząć solową karierę. Tak się właśnie stało, a decyzja o solowej karierze była tym łatwiejsza, że Ania zakochała się w kompozytorze. I to w takim melodyku jak Jarek Kukulski. Jeszcze tego samego roku wzięli ślub. W branży krążył taki dowcip, że Jarek zbyt dosłownie potraktował słowa babci, odprowadzającej Anię do autobusu, którym miała pojechać w swoją pierwszą trasę koncertową z Wagantami. Babcia wybrała sobie najporządniej wyglądającego chłopaka i poprosiła go o opiekę nad wnuczką. Jarek poczuł się zobowiązany.
Byli piękną parą. Koleżanki piosenkarki zazdrościły Ance, że ma kompozytora na własność, a Jarek tworzył dla niej kolejne hity: Najtrudniejszy pierwszy krok, Tyle słońca w całym mieście... Cała Polska je śpiewała.
Na festiwalu w Sopocie w 1975 roku Anna Jantar dostała aż cztery nagrody. Publiczność dosłownie szalała. Wtedy pomyślałam, że narodziła się nam prawdziwa gwiazda. Ludzie ją pokochali. Myślę, że nie tylko, że pięknie i czysto śpiewała. Ona nie stylizowała się na nikogo, nie naśladowała zachodnich artystów. Była po prostu sobą. Potrafiła też czarować swoim głosem, ciepłym i wrażliwym w dolnych partiach i bardzo ekspresyjnym - w górnych. No i była piękną kobietą. Dopiero po latach dowiedziałam się od Jarka, że tamten festiwal mógł się zakończyć wręcz tragicznie. Ania była w trzecim miesiącu ciąży, przyplątały się jakieś komplikacje i wylądowała w sopockiej klinice, gdzie rozegrała się walka o życie nienarodzonej Natalii. Mimo wszystko (była zmęczona i wymizerowana pobytem w szpitalu) zdecydowała się wystąpić w Operze Leśnej, powiedziała, że jest to winna swojej publiczności, a kłopoty zdrowotne są jej prywatną sprawą.
Miałam wrażenie, że Natalia dodawała jej skrzydeł. Bardzo ją kochała, często mówiła o swojej małej córeczce. Ania była raczej trudną rozmówczynią, chowała się za swoją uprzejmością. A z chwilą urodzenia Natalki otworzyła się, stała się innym człowiekiem. Powiedziałam jej to kiedyś, a ona odparła - widzisz, teraz możemy rozmawiać nie tylko o ciuchach. I opowiedziała mi wspomnienie z dzieciństwa. Chodziła do przedszkola muzycznego, a tam zamykano ją w szafie i kazano mówić, co słyszy. Bezbłędnie wszystko rozpoznawała, stwierdzono, że ma słuch absolutny. Rozmawiałyśmy więc, nie tylko o ciuchach. Choociaż to jak się ubierała, interesowało wszystkich. Dziś powiedzielibyśmy, że była ikoną stylu. Sporo, jak na tamte czasy, jeździła za granicę, na różne festiwale, w trasy: do Czechosłowacji, NRD, Stanów Zjednoczonych. Przywoziła stamtąd nieosiągalne w Polsce stroje, buty, kosmetyki. Pamiętam, że kiedyś zachwyciłam się jej perfumami "Charlie". Może ci akie przywieźć? - zapytała. Nie miała nic z gwiazdy, była raczej z lekka nieśmiałą dziewczyną, ale na estradzie stawała się zupełnie inna, jakby spływał na nią jakiś blask. Nie była kimś, kto by odcinał kupony, cały czas szukała czegoś nowego. Była perfekcjonistką pełną samokrytycyzmu.
Nie wiem, czy to prawda, że przed ostatnim wyjazdem do Stanów Zjednoczonych postanowiła zmienić swoje życie, odwrócić je o 180 stopni. Mówiono, że chciała stamtąd wrócić jako ostra piosenkarka rockowa, że chciała się zbuntować przeciwko dotychczasowemu życiu i muzyce. Zastanawiałam się, czy jej fani zaakceptowaliby ten bunt.
Nie wiem też, czy to prawda, że zmieniła termin powrotu ze Stanów na wcześniejszy, bo bardzo tęskniła za domem i chciała jak najszybciej pokazać Natalce piękne sukieneczki i zabawki, które kupiła dla niej w Ameryce. Faktem jest, że wsiadła do tego feralnego samolotu.
14 marca 1980 roku Jarek, mama Ani i czteroletnia Natalia z małym bukiecikiem kwiatków czekali na lotnisku Okęcie. Było słoneczne przedpołudnie, wiał silny wiatr. Natalia pamięta tylko tyle, że babcia wyrwała jej z rąk bukiecik, rzuciła go na ziemię i ze złością podeptała. Potem, bez mamy, wrócili do domu.
Na pogrzeb Anny Jantar przyszły tłumy. W radiu zagrano jej ostatni przebój Nic nie może wiecznie trwać.
"Tadeusz Nalepa. Breakout absolutnie" - Wiesław Królikowski, "Agora", 2013 r.
Marek Surzyn: (...) Do Tadeusza czułem głęboki respekt, prawie stawałem przed nim na baczność, a on od samego początku był dla mnie ogromnie przyjazny. Cała trasa minęła bardzo fajnie. Gdy się rozstawaliśmy, Tadeusz powiedział coś takiego: "Graj sobie te jazzy... Może jednak w przyszłości?"
I w 1978 roku przydybał mnie, gdy grałem z Anną Jantar. I zapytał: "To jest ten twój rozwój artystyczny? Mahavishnu Orchestra?" Ja na to: "Sorry, ale muszę rodzinę utrzymać". A on: "U mnie też zarobisz". No i zostałem muzykiem Breakoutu, do końca istnienia tego zespołu.
"Wariatka tańczy" - Maryla Rodowicz, Jacek Szubrycht, "Burda Publishing Polska", 2013 r.
(...) Rzeczywiście, śpiewałam na Barbórce w Spodku. Te Barbórki to była tradycja. Wielu artystów na scenie, ale żadnego bratania się po koncercie. Gierek siedział na swojej trybunie, obok Jaroszewicz.
Kto cię ściągnął na tę Barbórkę?
Nie wiem, kto był organizatorem. Pewnie Estrada Katowicka. Nikt się nie opierał, każdy chciał wystąpić, bo wiadomo - Barbórka, koncert telewizyjny. Na YouTube tuła się do dzisiaj moje wykonanie śląskich przyśpiewek, razem z Anią Jantar, Urszulą Sipińską, Haliną Frąckowiak i Ireną Jarocką, a może też Alicją Majewską, nie pamiętam...
"Jestem" - Ewa Szymkowicz, Wydawnictwo Psychoskok.
"(...) Schodząc po schodach usłyszała cichy śpiew, dobiegający z kuchni. Znów pojawił się na twarzy Izy ciepły uśmiech - znała tą melodię, babcia zawsze nuciła ją, gdy była szczęśliwa. Piosenka Anny Jantar Tyle słońca w całym mieście zwiastowała dobry nastrój, wszędzie rozpoznałaby te tony (...)"
"Gra w kapsle", Katarzyna Anna Weiss, Wydawnictwo "Vesper", 2008 r.
"(...) Sylwestra spędzamy w domu przed telewizorem. Mama piecze kurczaka i robi ciasto. Braciszek idzie spać, ja staram się wytrzymać, ale oczywiście nie daję rady dotrwać do północy pomimo atrakcji w postaci palenia sztucznych ogni. W telewizji jest program rozrywkowy, polski albo zagraniczny. Występują same gwiazdy, Karel Gott, Ałła Pugaczowa, Maryla Rodowicz, Andrzej Rosiewicz, Irena Jarocka, Anna Jantar, Alibabki. Rodzice nie idą na bal, bo nie mają nas z kim zostawić (...)"
"Przed Państwem Krzysztof Materna (dla przyjaciół Siostra Irena). Przygody z życia wzięte", Krzysztof Materna, Marta Szarejko, "Znak".
"(...) Oprócz tego, że reżyser Gruza wtajemnicał mnie w różne rzeczy, które robił, często też się mną posługiwał. Reżyserował na przykład koncert, w którym występowały wszystkie polskie gwiazdy, między innymi Anna Jantar, Irena Jarocka, Zdzisława Sośnicka, Maryla Rodowicz i Andrzej Rosiewicz. Podstawowym problemem takiego koncertu w polskich warunkach był moment, w którym dana gwiazda występuje. Reżyser Gruza kazał mi zrobić tradycyjny układ "szybkie, wolne, szybkie, wolne", ale tak się złożyło, że ktoś musiał być na początku, a ktoś inny na końcu pierwszej części.
Zaczęły się protesty (...)"
"Avondale and Chicago's Polish Village", By Jacob Kaplan, Daniel Pogorzelski, Rob Reid, and Elisa Addlesperger with a Foreword by Dominic Pacyga, Arcadia Publishing, 2014 r.
Anna Jantar, a promising young Polish singer who collaborated with her composer husband, Jarosław Kukulski, is pictured here at Maryla Polonaise. Her career was cut short at the age of 29, when she died in a plane crash while returning home to Poland. Her daughter Natalia Kukulska achieved fame as a child actress in Poland. (Courtesy Jerzy "Goerge" Skwarek).
"Wymyśliłam cię. Irena Jarocka we wspomnieniach", Mariola Pryzwan, wydawnictwo "Marginesy", 2016 r.
Bogusław Mec (piosenkarz): "W owym czasie (lata siedemdziesiąte) były dwie piosenkarki, które brylowały na estradach: Ania Jantar i Irena Jarocka. Z obiema pracowałem. Ania miała silniejszy głos i była też silniejszą kobietą. To był kumpel. Mogłem się z nią whisky napić. Natomiast z Irenką trzeba było uważać, żeby nie dać jej winka mocniejszego, bo się przewróci, rozpuści czy nie daj Boże co innego. Na tym polegała jej uroda. Było to zaprzeczenie siły Ani Jantar, wokalne i fizyczne. Obie piękne, ale ja wolałem smak francuski Ireny".
Maciej Łysakowski (aktor): "W czasie jednej z naszych rozmów po katastrofie lotniczej, w której zginęła Anna Jantar, zapytałem, czy nie boi się latać samolotem. Bez namysłu odparła, że nie, że od czasu, kiedy miała wypadek samochodowy, wie, że śmierć może przyjść w każdej chwili. Z wielkim szacunkiem i smutkiem wspominała wtedy Annę Jantar".
Maria Stręk (inżynier, lingwistka): "Któregoś dnia powiedziałam Rafałowi, że dostał z Polski list i CV od pewnego naukowca. Prosił, żeby Rafał, gdy będzie w Warszawie, spotkał się z nim i zdał profesorowi relację. To był Michał Sobolewski. Panowie spotkali się, a po powrocie do Stanów Rafał mi zakomunikował: "Ten facet jest mężem Jantar". Był rok 1989, tłumaczyłam, że Anna Jantar zginęła w katastrofie kilka lat temu, ale Rafał upierał się: "To na pewno ona, Jantar, piosenkarka". Powoli doszliśmy do wniosku, że owszem piosenkarka, ale nie Anna Jantar, tylko Irena Jarocka".
Jan Wiśniewski (menadżer i przyjaciel Ireny Jarockiej): "Na koncert w teatrze Buffo 7 marca 1980 roku przyszedł Jarek Kukulski z Natalią i teściową. Irena poprosiła, żebym im znalazł miejsce. Natalka siedziała wtedy na moich kolanach, Jarek obok, a za nim mama Ani. Nie zapomnę, jak czteroletnia Natalka szarpała Jarka za rękę i pytała: "Tatusiu, to mamusia śpiewa?". A Jarek tłumaczył: "Nie, Natalko, to ciocia Irena". "Ciocia? Nie, to mamusia!". Po koncercie przyprowadziłem ich do garderoby. Irena jeszcze się nie przebrała. Natalka trzymała w rączce malutkie kwiatki i dała je Irenie: "Ciociu, jaka ty jesteś piękna!". Irena uśmiechnęła się, wzięła Natalkę na ręce i wycałowała ją.
Niektórzy mówią, że Irena Jarocka i Ania Jantar były podobne, ale ja nigdy nie widziałem podobieństwa".
"Budka Suflera – Memu miastu na do widzenia. Muzyka – miasto – ludzie", Jarosław Sawic, wydawnictwo "Prószyński i S-ka", 2017 r.
SUKCES
Lipko: Był nasz wspólny - mój, Ani i Andrzeja. Utworem Nic nie może wiecznie trwać zdaje się, że otworzyliśmy nową epokę w polskim piosenkarstwie. A fakt, że ten w sumie niełatwy aranżacyjnie utwór stał się tak wielkim przebojem, dobrze świadczy o ówczesnych gustach publiczności. Później Ania jechała na festiwal radiowy w Tokio i potrzebowała nowej piosenki. Napisałem więc Układ z życiem, który z perspektywy tego, co się wydarzyło później, brzmi jak ironia losu (...)
GWIAZDA
Lipko: Ogromna, ale przy tym niebywale otwarta. Taka śpiewająca dziewczyna z sąsiedztwa. Albo jeszcze lepiej: najlepsza kumpelka z klasy. Kiedy występowała na estradzie, nie miało w sobie nic z wielkiej "divy". Ani tym bardziej, używając współczesnej, paraestradowej nowomowy, z tzw. celebryctwa, które w tamtych czasach także występowało u gwiazd i gwiazdeczek estrady. Ja określałem Jantar intymnie... mianem "piosenkarki butonierkowej". Bo ona była jak kwiat, który chce się przytulić do serca. Zawsze niosła pogodę, zawsze była związana z tym co tu i teraz. Ale do dziś jej słowiczy głos, który poruszał serca tłumów, w ogóle się nie zestarzał. O ile moje późniejsze kontakty zawodowe z Trojanowską bywały niełatwe, a z Urszulą wręcz bardzo trudne, to Ania była zupełnie bezproblemowa. Myślę, że gdyby żyła, to niezależnie od tego, ile byśmy razem zrobili, bardzo byśmy się przyjaźnili. |